2010.03.20 – Pod Tatrami nie ma klas dla dzieci z zespołem Downa

marzec 20, 2010 by
Kategoria: Wydarzenia

Jak życie pokazuje, co miasto to inny problem. Jutro Światowy Dzień Zespołu Downa, a w Polsce nie możemy sobie poradzić z czymś takim jak odrzucenie biurokratyzacji, a rozwinięcie edukacji włączającej. Winą są rodzice bo się nie skarżą – tak wynika z artykułu. Chyba coś w tym jest, bo kończy się okres prac nad nową ustawą w zakresie edukacji osób niepełnosprawnych, a rodzice bardzo mało tym się interesują, a jeszcze mniej starają się na te rozwiązania wpływać. Dzisiaj artykuł z pod Tatr.

Olga Szpunar

Klimek Zięba ma sześć lat i powinien pójść do szkoły. Ale takiej, w której mógłby się uczyć, nie ma w całym powiecie tatrzańskim. Choć trudno w to uwierzyć, władze samorządowe nie widzą potrzeby tworzenia klas integracyjnych.

Szurają nogami, idą w parach za opiekunem, wszyscy ubrani w takie same okropne dresy – tak Zofia Michniak, mama Klimka, opisuje wycieczki osób z zespołem Downa, które obserwuje w Tatrzańskim Parku Narodowym. Nie ma wątpliwości, że gdyby ktoś się nimi odpowiednio zajął, byliby zupełnie innymi ludźmi. Takimi, jakich widziała na zachodzie Europy. – Tam osoby z zespołem Downem jeżdżą same autobusami, załatwiają swoje sprawy w urzędach, pracują w sklepach – opowiada.
Takie, jak najbardziej zbliżone do normalności życie, wymarzyła dla Klimka. Ale najpierw chłopiec musi skończyć szkołę. – On się bardzo dobrze rozwija i społecznie, i intelektualnie. Jest bardzo ciekawy świata. W wielu sferach jego zdolności poznawcze nie odbiegają od normy, a o zwierzętach wie więcej niż ja! – mówi opiekująca się chłopcem psycholog Beata Wojciechowska.

Według niej najlepszym rozwiązaniem byłoby posłanie chłopca do klasy integracyjnej (uczą się tam dzieci pełnosprawne z niepełnosprawnymi, a tymi drugimi opiekuje się dodatkowo nauczyciel wspomagający). Tyle, że w całym powiecie tatrzańskim takich klas nie ma.
Lekko upośledzonym dzieciom pozostaje albo siedzenie w domu i czekanie na nauczyciela, który kilka razy w tygodniu przyjdzie do nich na lekcje, albo próba odnalezienia się w klasach ogólnodostępnych. – Ale nauka w nich zazwyczaj kończy się fiaskiem. Siedzą na uboczu, nikt nimi się nie zajmuje i zamiast się rozwijać, idą w dół – mówi Monika Plewa, psycholog z poradni psychologiczno-pedagogicznej w Zakopanem.
Zakopiańska poradnia co roku wystawia kilkanaście zaświadczeń o upośledzeniu dzieci w stopniu lekkim. Nikt z pracujących w niej osób nie ma wątpliwości, że dzieci powinny uczyć się w klasach integracyjnych.
Tymczasem Zofia Kiełpińska, naczelniczka wydziału edukacji z Zakopanego, informuje: – W mieście na klasy integracyjne zapotrzebowania nie ma. Rodzice nigdy nie prosili o ich utworzenie.
- Ostatnio sama prosiłam – protestuje mama Klimka.
Wielokrotnie prosiła o to również Krystyna Juraszek, dyrektorka Centrum Wsparcia Dziecka i Rodziny w Zakopanem. Mówi bez ogródek, że urzędnicy, którzy twierdzą, że nie ma zapotrzebowania na tego typu klasy, prezentują kompletny brak rozeznania w potrzebach edukacyjnych na terenie powiatu.
Opowiada o lekko upośledzonych uczniach mieszkających w prowadzonym przez nią domu dziecka. Wozi je do szkoły z klasami integracyjnymi do oddalonego od 30 km Nowego Targu i zostawia na cały tydzień w internacie. – Dla tych dzieci to strasznie negatywne przeżycie. Nie dość, że mieszkają w domu dziecka, to jeszcze muszą z niego wyjeżdżać do internatu – mówi.
Naczelnik Kiełpińska przekonuje, że Zakopane dostatecznie dobrze dba o zaspokojenie potrzeb edukacyjnych wszystkich uczniów. Nawet tych lekko upośledzonych. – Jeśli nie dają sobie rady w klasach ogólnodostępnych, mamy jeszcze dla nich Dzienny Ośrodek Rehabilitacyjno-Wychowawczy w Zakopanem na Kamieńcu – stwierdza. I radzi, by nim właśnie zainteresowała się mama Klimka.
Tyle, że ośrodek uczniów takich jak Klimek… nie przyjmuje. To miejsce dla dzieci z głębokimi i umiarkowanymi upośledzeniami. – Dzieci z lekkim upośledzeniem nie powinny być separowane od pełnosprawnych rówieśników ani poprzez przebywanie w ośrodku, ani poprzez nauczanie indywidualne w domu – mówi dyrektor ośrodka Andrzej Sekuradzki.
Również według niego powstanie choć jednej klasy integracyjnej w powiecie jest koniecznością.
Żeby taka klasa powstała, wystarczy, by dyrektor szkoły porozumiał się z organem prowadzącym placówkę. Koszt prowadzenia takiej klasy to jedynie koszt zatrudnienia w niej dodatkowego nauczyciela – maksymalnie 40 tys. zł rocznie.
Czy powiatu nazywanego z racji zamożności "podtatrzańską dzielnicą Warszawy", gdzie funkcjonuje siedem szkół podstawowych nie stać na taki wydatek?
Wczoraj chcieliśmy zadać to pytanie burmistrzowi Zakopanego Januszowi Majchrowi, ale przebywa we Włoszech. Jego zastępcy Jana Gąsienicy Walczaka odpowiedzialnego za edukację też nie ma w kraju.
Mama Klimka razem z innymi rodzicami zainteresowanymi powstaniem klas integracyjnych w mieście chce napisać w tej sprawie apel do władz miasta. – Tyle się mówi o integracji, ale tutaj to są tylko puste słowa. Dziś do Krakowa przyjeżdża Pablo Pineda, hiszpański aktor, pierwszy Europejczyk z zespołem Downa, który skończył studia. Miałby z tym kłopot, gdyby urodził się pod Tatrami – mówi z goryczą.
Wczoraj interwencję w sprawie utworzenia klas integracyjnych w powiecie tatrzańskim zapowiedziało Małopolskie Kuratorium Oświaty.

Rozmowa
Klasa integracyjna we wrześniu
Olga Szpunar: Jak to możliwe, że w powiecie tatrzańskim nie ma ani jednej szkoły podstawowej z klasami integracyjnymi?
Agata Szuta, małopolska wicekurator oświaty: – Za ofertę edukacyjną odpowiada samorząd.
A ten twierdzi, że nie widzi potrzeby otwierania takich klas.
- Znam tę sprawę, ponieważ mama chłopca zgłosiła się również do nas

Czas na interwencję?
- Tak jest. Chcemy zorganizować spotkanie kuratora z burmistrzem Zakopanego i pracownikami poradni psychologiczno-pedagogicznej, do której zgłaszają się dzieci z całego powiatu. Trzeba dokładnie sprawdzić, jakie jest zapotrzebowanie na otworzenie klasy integracyjnej, i nakłonić burmistrza, by to zrobił. Nikt nie ma wątpliwości, że dzieci z lekkim upośledzeniem powinny przebywać z pełnosprawnymi rówieśnikami, a nie siedzieć całymi dniami w domach.
To kiedy odbędzie się to spotkanie?
- My jesteśmy gotowi do rozmów już w przyszłym tygodniu. Osobiście chciałabym, aby taka klasa ruszyła w powiecie tatrzańskim już we wrześniu. Mam nadzieję, że uda się nam dojść z władzami Zakopanego w tej sprawie do porozumienia.
Do dziś nikt nie myślał, żeby w tej sprawie coś zrobić?
- Bo nikt się nie skarżył.

olga.szpunar@krakow.agora.pl

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...