Edukacja dzieci niepełnosprawnych…to mit.

luty 22, 2013 by
Kategoria: Edukacja

Ostatnie dni, to czas, dla mnie rodzica dziecka niepełnosprawnego intelektualnie, koszmarny. Wiem, że mógłby być gorszy, gdyby nie Panie z Wydziału Edukacji i Dyrektorzy Szkół i Poradni, z którymi się spotkałem. Pomogły mi się ogarnąć i zrozumieć. Jednak dzisiaj dostałem obuchem w głowę!

”Twoje zaangażowanie i praca to walka z wiatrakami” – powiedział mój przyjaciel i kazał przeczytać:

http://www.wszystkojasne.waw.pl/rzeczpospolita-i-gazeta-wyborcza-o-raporcie-nik-dot-edukacji-niepelnosprawnych/

image

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13434867,Nauczyciele__integracja_w_szkole_nie_ma_sensu.html?lokale=warszawa#BoxWiadTxt

http://www.rp.pl/artykul/19,982251-NIK–szkoly-publiczne-nie-sa-przygotowane-dla-niepelnosprawnych.html

Czy to już czas na poddanie się? Czytam i nic innego nie przychodzi mi do głowy: czy to już czas na poddanie się?

Komentarze

Liczba komentarzy: 6 do “Edukacja dzieci niepełnosprawnych…to mit.”
  1. Piotr II pisze:

    Bycie rodzicem dziecka niepełnosprawnego to ciągła walka – z systemem, z innymi ludźmi, z samym sobą… Nie wszystkie bitwy się wygrywa ale walczyć trzeba do końca choć czasem nie ma już na to sił.

  2. basia pisze:

    W obecnym świecie, w którym “wyścig szczurów” rozpoczyna się w przedszkolu, wygląda na to, że nie ma miejsca na “hamulcowych”, za jakich uważa się dzieci niepełnosprawne. Jako rodzice baliśmy się, jak nasze dzieci zostaną przyjęte przez zdrowe dzieci i ich rodziców, jak mamy ich przekonać, że ZD nie zaraża, a tymczasem opór pojawia się z najmniej oczekiwanej strony. Przykre to. A może opór nie dotyczy wprost dzieci niepełnosprawnych tylko jest formą obrony przed dodatkowymi obowiązkami. Nikt nie lubi, jak mu się dokłada obowiązków za te same pieniądze. A do tego niewzruszona od lat, niezatapialna “KN”, rozliczanie szkół z wyników uczniów na egzaminach, rankingi, walka o najzdolniejszych uczniów i pieniądze. Trudno się więc dziwić, że nauczyciele tak się wypowiedzieli w ankiecie. Kilku “hamulcowych” w szkole i już trudniej o najlepszą lokatę dla szkoły w rankingach, olimpiadach, zawodach sportowych. Rywalizacja, rywalizacja, rywalizacja… Dawniej dopiero wybór uczelni, kierunku studiów skłaniał ludzi do migracji, teraz już wybór “najlepszego” przedszkola skłania nas do wożenia dziecka z jednego końca, na drugi koniec miasta, byleby nasza pociecha miała wszystko, co naj… W tym zwariowanym świecie nie ma miejsca na “inność”, a co dopiero niepełnosprawność, nawet na maturze trzeba myśleć gotowymi, wyćwiczonymi schematami, a polot nie jest wskazany.
    Po przeczytaniu obu artykułów nasuwa się pytanie, czemu służyć miały kontrole,ankiety NIK i te druzgocące statystyki? Czy aby poprawie, a może rezultaty tych ankiet posłużą rządzącym za alibi do likwidacji szkolnictwa integracyjnego na rzecz kształcenia specjalnego? Czas pokaże…

  3. calithia pisze:

    Ja uważam, że wina tkwi w systemie i naszych głowach. Żeby problem zniknął należałoby wymienić kadrę we wszystkich szkołach i zmienić postępowanie dyrektorów i jednostek finansujących szkoły.

    Jestem nauczycielką J. ang. 2 lata temu w klasie 4 SP miałam 2 uczniów upośledzonych umysłowo w st.lekkim. Nie umieli dobrze mówić po polsku, ja musiałam ich uczyć mówić po ang. Miałam wprowadzać elementy gramatyki, oni nie znali kolorów. Na zajęciach rzucali kamieniami,chowali się pod ławki, wykrzykiwali przekleństwa itp. Lekcję zamieniali w horror. Ale starałam się. Kserowałam, czytałam, pomagałam, ale nie udało mi się poprowadzić lekcji dla nich i dla reszty klasy (na studiach tego nie uczą).

    Problem był na każdym przedmiocie, nie tylko u mnie.

    Poruszyłam więc temat na radzie pedagogicznej. I jakże się pomyliłam! Reszta nauczycieli nie podjęła rozmowy. Zmowa milczenia! Wszyscy nabrali wody w usta przy dyrekcji. A dyrekcja problemu nie widziała! Uznali, że i tak nie da się nic zrobić. – Nasze głowy, nasze myślenie.

    Nic nie zrobiono. Można było klasę (20paro osobową)podzielić na pół, można było załatwić nauczyciela wspomagającego, można było zafundować lekcję indywidualne, można było sporo.Ale… po co ?

    W szkole pedagog nie radziła sobie z chłopcami, psychologa nie ma, logopedy nie ma. – System. Brak kasy, wieczne oszczędności.

    Rodzice informowani o problemie średnio się przejmowali. Obrażona mama chłopców przepisała do innej szkoły. Wszyscy odetchnęli, problem z głowy.

    Przepraszam za tasiemca.

    Kala

  4. gosia pisze:

    Jarek, Wy w tym Wrocławiu to żyjecie tak trochę jak w enklawie. Mnie ten raport jakoś nie zdziwił, nie zszokował, nawet nie zbulwersował. Znam środowisko i wiem jak jest, ale to nie znaczy, że mamy nie próbować zmieniać aktualnego stanu. Początki zawsze są bardzo trudne, a czasem wydają się niemożliwe, kiedy w XVI wieku wprowadzano system klasowo-lekcyjny wszystkim się to wydawało niepotrzebną komplikacją istniejącego od wieków sposobu nauczania, kiedy zaczęto uczyć dzieci niepełnosprawne, też pojawiały się głosy, że to niepotrzebna fanaberia i strata pieniędzy. Tu trzeba zmiany świadomości i pieniędzy. Na pieniądze w oświacie na razie nie ma co liczyć, trzeba popracować nad świadomością. A to są długie lata, może jak Mojżesz będziesz musiał ze 40 lat (bo tyle mniej więcej trwa wymiana pokolenia) pracować na stworzeniem sensownego systemu nauczania włączającego w Polsce? Jestem przekonana, że jak nas poprowadzisz to znajdziesz wielu chętnych do pomocy i naśladowców.Pozdrawiam :)

  5. ghoska pisze:

    Nauczyciele szkół specjalnych uważają ze ich szkoły są najlepsze dla niepełnosprawnych , staraja sie jak moga , sa najlepiej przygotowani , są tam najbardziej dostosowane warunki i widzą w praktyce jak uczniowie lepiej funkcjonują u nich niż w szkołach, gdzie nie mieli szans na rywalizację i sukcesy , bo zwyczajnie nie dawali sobie rady ,dlaczego więc mieliby mieć inne zdanie ?
    Nauczyciele szkół integracyjnych nie dają sobie rady , gdy mają zby trudne przypadki w klasie , pojawiają się pretensje rodzicow zdrowych dzieci -więc co się im dziwić ?
    Myślę , że tylko wyjątki wsród uczniów z ZD-bardzo dobrze funkcjonujące , mogą dać sobie radę wśród zdrowych i to pod warunkiem posiadania silnego charakteru .
    Pracuję w szkole średniej , miewamy uczniów niepełnosprawnych i zawsze widać przede wszystkim ich samotnośc , nawet gdy zdrowi są życzliwi i pomocni – o tym tez rodzic powinien pomyśleć -czy na pewno warto ?

  6. basia pisze:

    Nie mam nic przeciwko szkole specjalnej, ale mówię to na podstawie obserwacji szkoły, którą mam u siebie, którą znam od lat. Niedużej szkoły, w której dzieci nie są anonimowe i dobrze się w niej czują. Moje dziecko rozpoczęło jednak edukację w szkole integracyjnej i póki co, jestem z tego faktu bardzo zadowolona. Wiem, że z każdym rokiem będzie trudniej o rzeczywistą integrację z grupą rówieśniczą, “zdrową” grupą, ale liczę że do tego czasu “komunikacja” poprawi się na tyle, że mój syn będzie rozumiany przez otaczających Go ludzi. I tylko To, a może aż To, jest moim kolejnym krokiem milowym, który mam zamiar osiągnąć w Jego edukacji. Już jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że nie szykuję mojego syna do pracy, tylko do życia, więc wszystko co zbędne:))), czego ja sama też nie wykorzystuję w życiu, nie będę “tłukła” do głowy mojemu dziecku. Po prostu “szkoda prądu” na to, co zbędne. Wolę, by moje dziecko było szczęśliwe. Wybór szkoły integracyjnej na tym etapie był spowodowany zdrowym egoizmem. Chciałam, aby moje dziecko, jak najbardziej skorzystało z bycia w “zdrowej” grupie, słysząc prawidłową mowę, nawiązując relacje społeczne poprzez naukę i zabawę. W szkole specjalnej, w tym roku czekało na Niego troje dzieci z niemniejszymi problemami z komunikacją, przez co zamiast nauki i utrwalania prawidłowej mowy, konieczne byłoby uczenie się kolejnego języka, języka komunikacji z kolegami z klasy. Bałam się, że to zburzy to, co z takim trudem udało się już osiągnąć. Nie przekreślam jednak szkoły specjalnej, która na pewnym etapie edukacji dla mojego syna może okazać się najlepszym rozwiązaniem. Myślę, że nasz problem, rodziców, ze szkołami specjalnymi wynika z tego, że słowo “specjalny” zamiast w kontekście czegoś wyjątkowego, szczególnego, najlepszego, postrzegamy negatywnie, gdyż obok dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, od dziesięcioleci trafiały i trafiają tam dzieci trudne, z problemami wychowawczymi, wynikającymi często z patologicznych warunków życia, na które te dzieciaki skazali Ich rodzice. I tak zamiast pokazywać tym dzieciom wzorce prawidłowych zachowań w szkołach “normalnych”, spędza się je do jednej szkoły, tworząc swoiste getta. Dodatkowo stygmatyzuje się Je faktem, że chodzą do szkoły “specjalnej”,a tak naprawdę nic Im nie dolega prócz biedy i rodzinnego ciepła.
    Dlatego uważam, jak Jarek, że powinny być szkoły. Szkoły bez podziału na integracyjne, specjalne i tzw. “normalne”. Ale obawiam się, że to dzieło, które niejako eksperymentalnie podejmujecie we Wrocławiu, w innych miastach nie znajdzie dobrego klimatu, nie mówiąc o pieniądzach z budżetu. Trzymam za Was kciuki i obserwuję z podziwem.

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...