Jasia najdłuższa górska wędrówka, czyli świńsko-krowia przygoda
październik 3, 2016 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Gdy ktoś mnie pyta jak daleko może zajść, ile może osiągnąć osoba z zespołem Downa, zawsze wskazuję, że to kwestia ograniczeń nie jej samej, a środowiska w którym funkcjonuje. Tak samo jest z Jasiem w górach. Nie jest problemem jak daleko może dojść, tylko jak trudno i dynamicznie będzie w czasie wędrówki, i na co mu pozwolimy.
Tak było na jednej z naszych wakacyjnych wędrówek. Będąc w Słowenii postanowiliśmy zobaczyć jedną z polan z jeziorkiem, która była wg. mapy dość odległym celem. przygotowaliśmy się do trasy z jedzeniem, piciem i wczesnym wyjściem. Same wejście już było trudne, gdyż było dość strome i pełne kamieni…idealne środowisko dla Jaśka.
Trasa była dość intensywna, pełno było wilgoci, szliśmy po silnej nocnej burzy.
Jak się okazało do Planiny pri jezeru dotarliśmy bardzo szybko gdyż zajęło nam to prawie 2h (polana znajduje się w dolnej części mapy). Ta część była bardzo “leśna” pełna ciekawych kwiatów, takich jak cyklameny czyli fiołki.
Dolina była urocza, z fajnym schroniskiem i świetnym jeziorkiem. Ponieważ szło nam się bardzo fajnie postanowiliśmy pójść dalej. Napisane było, że kolejne 2 godziny i będziemy przy Planinie v Lazu. Przejście oczywiście zajęło nam troszeczkę dłużej ale było co podziwiać. Najpierw błoto, ucieczka pod górkę i kamienie…
…potem kamienie i drzewa…
….potem wielkie kałuże…wszędzie…
…i wiaterek z gór…w końcu grubo powyżej 1 000 m a wokół same szczyty powyżej 2 000 m npm!
Planina w v Lazu okazał się być jedną z najpiękniejszych w jakich byliśmy! Te wielkie góry, te małe chatki “utrzymywane” w stylu z dawnych lat zrobiły niesamowite wrażenie. Jasiek do tej pory poznawał przyrodę namacalnie wchodząc do kałuży, walcząc ze skałami …a tu nagle tyle przestrzeni, pięknych widoków, brak ludzi i …
…nagle pojawiają się 3 różowe świnie. To było to dla mieszczucha!
Po ponad 12 km trasy wydawało się, że Jasiek będzie miał dość. Po nim zmęczenia nie było widać, a świnie zainteresowały go bardzo silnie!
Dolina jest super…i mieliśmy ochotę pójść do kolejnej, gdyby nie wskazówki pary z Belgii. Słoweńcy podając czas przejścia w godzinach znacząco je skracają. Dodatkowo wszystkie szlaki są czerwone i nie pokazują skali trudności. Pozostałe 6 km były mocno “upiorne”…ale po kolei.
Start był dobry wejście na krawędź doliny z pięknymi widokami było pestką…ale nagle pojawiły się krowy!
“Mieszczuch” chciał się przywitać, pogłaskać, posłuchać ich dzwonków. Nie było to trudne, gdyż pasły się na szlaku. Było to niezmiernie interesujące przeżycie!
Potem bardzo ostre zejście w dół, z licznymi skałami mnie wykończyły, nie miałem sił robić nawet zdjęć, ale Jasiek kamienie i skały lubi najbardziej. Dał rady.
Była to trudna przygoda, długa, ale bardzo zróżnicowana. Podczas niej zdałem sobie sprawę, że pokazanie Jaśkowi czegoś normalnego, czegoś banalnego w inny sposób może spowodować, że dziecko po prostu idzie. W wielu miejscach to my mieliśmy problemy, a nie on czy tez jego brat. Wspominam ten dzień bardzo pozytywnie. Te kilometry nie były dramatem, męczarnią, ale świetnym dniem w świetnym miejscu.
Świetna fotorelacja a widok świń i ich zdziwione ryjki bezcenne.Pozdrawiam
Najbardziej zdziwiony ryjek to miałam ja, kiedy ujrzałam te trzy różowe kształty, wylegujące się na słoneczku. Jakże to tak?! Świnka luzem biega?!
Kiedy zwierzątka zaczęły się kręcić, wtedy wydałam komendę: świnka leżeć! Mimo, że to była słoweńska świnka, usłuchała.