Kiedy zacznie mówić? – dla tych którzy przeczytali już szkolenia Darka

styczeń 31, 2010 by
Kategoria: Uczymy się mówić

Mam nadzieję, że większość z Was śledzi kursy Darka. jeżeli nie to polecam chociażby ten ostatni:

http://www.zespoldowna.info/edukacja-osb-z-zespolem-downa-darek-na-szkoleniu-downsed-cz-3-czyli-znajomosc-jezyka-i-komunikacji-malych-dzieci-z-zespolem-downa-od-urodzenia-do-5-lat/

W niej to pojawia się problem mówienia dzieci. Dzięki Irenie, mamy artykuł z Gazety Wyborczej, który ten problem również ciekawie opisuje.

 

1

Kiedy zacznie mówić?

autor: dr hab. Magdalena Smoczyńska, prof. UJ, psycholożka i językoznawczyni

 

Czy jest się czym przejmować jeśli dwulatek nic nie mówi? A może wystarczy spokojnie poczekać?

Któż z nas nie słyszał historii o jakimś Jasiu, który nie odezwał się słowem do trzech lat, aż nagle zaczął mówić pełnymi zdaniami, a potem świetnie sobie radził w szkole? Owszem, takie dzieci się zdarzają – i dlatego jeśli dziecko mówi słabiej niż rówieśnicy, nie trzeba od razu wpadać w panikę. Ale też lepiej sprawy nie lekceważyć, bo może się za nią kryć coś poważniejszego: np. ubytek słuchu, jakieś zaburzenie neurologiczne albo ogólne opóźnienie rozwoju.
Jeśli dziecko już zaczęło mówić, a od jakiegoś czasu bez widocznej przyczyny mówi wyraźnie mniej (używało kilkunastu wyrazów, a teraz przestało albo mówi tylko "da"), to poważny sygnał do podjęcia szybkich działań. Takiego malucha powinien szybko zobaczyć już nie jeden pediatra czy psycholog, ale zespół specjalistów od diagnozy autyzmu.
Inaczej rzecz wygląda, gdy taki krok wstecz pojawi się po jakichś trudnych przejściach – po pobycie w szpitalu, rozłące z mamą, pierwszych tygodniach w żłobku. Może się zdarzyć, że pod wpływem takiego przeżycia dziecko przestanie mówić albo będzie się odzywało tylko do wybranych osób (np. do matki, ale nie do opiekunki), albo tylko w pewnych sytuacjach (np. w domu, ale nie w żłobku). To jest stan przejściowy i wymaga raczej porady psychologa, który pomoże rodzicom przezwyciężyć kryzys.
Lepiej nie czekać
Nawet jednak jeśli dziecko trafi do specjalistów: logopedy, psychologa, neurologa, foniatry, i nie wykryją oni żadnej przyczyny opóźnienia mowy, to nie znaczy, że pozostaje tylko siedzieć i czekać. Takie specyficzne zaburzenie rozwoju językowego (zwane SLI od ang. Specific Language Impairment) występuje u około 7 proc. dzieci – zdecydowanie częściej u chłopców i w rodzinach, w których tata, mama, wujek, brat czy siostra też późno zaczęli mówić.
Zaburzenie to bywa przejściowe. Sprawdzili to amerykańscy naukowcy, którzy w badaniach przesiewowych wyłonili grupę dzieci z opóźnioną mową. W rok później stwierdzili, że tylko 60 proc. badanych nadal miało niższe wyniki w teście językowym, a pozostałe 40 proc. dogoniło już rówieśników. Okazało się też, że istnieje związek pomiędzy SLI i dysleksją, przy czym problemy z nauką czytania i pisania mogą mieć także dzieci, które "wyrosły" z SLI. Te 40 proc. "dzieci późno zakwitających", jak określili je Amerykanie, nie różniło się jednak pierwotnie od pozostałych 60 proc., które po roku wciąż odstawały od rówieśników. Ale gdy mamy do czynienia z nie mówiącym dwulatkiem, to nie wiemy, czy w wieku lat trzech będzie należał on do pierwszej, czy do drugiej grupy. Wniosek stąd taki, że na wszelki wypadek lepiej wszystkim takim dwulatkom pomóc.
Mama nie trener
Logopedzi często każą z dzieckiem ćwiczyć. Tymczasem rodzice dziecka, które słabo mówi, i tak nazbyt już wchodzą w rolę nauczyciela. Każą mu powtarzać wyrazy, odpytują z nazw przedmiotów na obrazkach, uczą. Przestają z nim rozmawiać, choćby na migi, odkładają to do czasu, aż nauczy się mówić. I efekt jest taki, że dziecko dostaje pośrednio komunikat: "nie interesuje mnie, co masz mi do powiedzenia", "naucz się mówić". Zmienia się klimat emocjonalny. A ten dobry klimat, kiedy to rodzice są zachwyceni i rozczuleni wszystkim, co dziecko powie ("jakie mądre!", "jakie zabawne!"), bardzo sprzyja rozwojowi mowy (i nie tylko mowy). A więc lepiej byłoby, gdyby rodzice nie wypadali ze swojej roli. Nauczycieli, trenerów i terapeutów dziecko może mieć wielu, ale rodziców nie da się zastąpić. Niech mama pozostanie mamą, a nie zmienia się w belfra.

Bez nadmiaru słów
Wiele podręczników radzi, by słabo mówiące dziecko zalewać potokiem słów. Taka "kąpiel słowna" jest przydatna pod warunkiem, że będzie dostosowana do potrzeb dziecka. Weźmy najpierw dziecko, które mówi normalnie. Opowiada, nawiązuje z nami dialog i my się cieszymy, że jest takie mądre i też chętnie do niego mówimy. Wtedy ono mówi coraz więcej, a my automatycznie używamy coraz bardziej złożonego języka. Z reguły dziecko więcej rozumie, niż mówi, a my mamy tendencję, żeby dostosowywać nasz język do poziomu jego rozumienia, a nie jego mowy. Dzięki temu ma ono możliwość nieustannego podciągania się. To naturalny mechanizm – rozwój dziecka nas cieszy, co sprawia, że zachowujemy się w sposób, który sprzyja dalszemu rozwojowi.
Jeśli jednak dziecko nie rozwija się normalnie, ten automatyczny mechanizm przestaje działać. Rodzice się niepokoją, a ich lęk działa destrukcyjnie: jedni stają się belframi, a inni, czasem zupełnie nieświadomie, unikają kontaktu z dzieckiem, bo przypomina im o problemie, który jest dla nich bolesny. A nawet jeśli ten lęk nie paraliżuje kontaktów z dzieckiem, to w tym wypadku owo naturalne mówienie na poziomie jego rozumienia nie zdaje egzaminu. Zwykle dziecko z SLI rozumie, co do niego mówimy, ale nie potrafi wykorzystać naszych słów do budowania własnych wypowiedzi, bo między zdolnością mówienia a rozumienia istnieje w jego wypadku prawdziwa przepaść. Dlatego trzeba się nauczyć mówić do dziecka tak, aby ono miało z tego pożytek.
Na poziomie dziecka
W Kanadzie działa ośrodek logopedyczny fundacji Hanen, w którym stworzono wspaniały program szkoleniowy dla rodziców. Uczy się ich, jak mówić do dzieci z opóźniona mową, żeby im naprawdę pomóc. Metoda Hanen daje rodzicom kilka prostych wskazań.
Znaleźć jak najwięcej czasu na zabawę z dzieckiem i podążać za nim. W tym czasie nie realizujemy własnych pomysłów w rodzaju: „układamy puzzle”, „czytamy książeczki”, „budujemy z klocków”, tylko pilnie obserwujemy dziecko i podążamy za nim – robimy to, co ono samo chce robić, co je interesuje. Jeśli chce biegać po pokoju, biegamy razem z nim. Jeśli bierze książeczkę, oglądamy razem z nim. Kiedy dziecko robi to, co samo chce, a nie to, co my chcemy, jest zadowolone, a przez to bardziej otwarte i chłonne.
Dbać o bliskość fizyczną i kontakt wzrokowy twarzą w twarz. Jeśli dziecko siedzi na podłodze, siadamy razem z nim, możemy się nawet położyć. Wpatrujemy się w jego twarz i reagujemy na wszystko, co nam przekazuje, choćby to był przekaz bez słów, gesty, pomruki, mimika. Każdą taką „wypowiedź” kwitujemy, potwierdzamy, najlepiej jakimś pojedynczym słowem. Dziecko dostaje w ten sposób komunikat: „To, co mówisz, jest dla mnie ciekawe”. Jeśli mama czy tata, zadowoleni i uśmiechnięci, wpatrują się w dziecko i piją mu z ust, to stanowi to znacznie skuteczniejszą zachętę do mówienia niż naleganie „no, powiedz: krówka” czy pytanie w kółko „co to jest?”.
Bawić się na zasadzie „raz ty, raz ja”. Może to być rzucanie do siebie piłki, zabawa w łapki, budowanie z klocków. Taka zabawa przypomina rozmowy – naśladuje naprzemienne zabieranie głosu – najpierw ja coś mówię, potem ty, znowu ja, znowu ty. Pytanie – odpowiedź. Stwierdzenie – replika.
Samemu mówić bardzo mało. Niech nasze wypowiedzi będą bardzo krótkie. Na początek – jeden wyraz. Dziecko coś mruknęło, pokazując pluszowego kotka – mówimy: „Kotek!”. Dziecko: „miau”. My: „Tak, kotek miau, robi miau kotek” (a nie: „Chcesz wziąć tego kotka? Daj mamusi, położymy go do łóżeczka”).
A więc zamiast podciągać, edukować, rozwijać, mamy zniżyć się do poziomu dziecka i robić to, czym ono się akurat interesuje. Jeśli na przykład bawi się zaworem przy kaloryferze, możemy kucnąć obok i włączyć się w zabawę. I mówić przy tym: "Maciuś kręci, kręci Maciuś, ojej! Mama też kręci. O, jak mama kręci. Teraz Maciuś, teraz mama, teraz Maciuś, teraz mama" itd. I tego też nie wypowiadamy naraz, tylko po trochu – w odpowiedzi na kolejne ruchy (wypowiedzi, pomruki, spojrzenia) dziecka. Przy takiej "skrojonej na miarę dziecka" kąpieli słownej jest szansa, że ono w pewnym momencie powie: "kęci". Albo "mama".
Podjęcie takiej terapii, która nie każe im wychodzić z roli mamy, wymaga wysiłku, skupienia na dziecku, kontrolowania własnych zachowań, ale daje wymierne efekty. Dzieci robią postępy, a matki nie czują się już bezradne i zagubione. Znika lęk i poczucie bezsilności. W domu może być bałagan, bo mama, zamiast sprzątać, siedzi z dzieckiem na podłodze i bawi się sznurkiem, jakby miała dwa lata, ale oboje są szczęśliwi. Taka atmosfera zwykle pomaga przełamać wewnętrzne bariery i dziecko stopniowo zaczyna coraz więcej mówić.
Jeśli chcemy pomóc dziecku przezwyciężyć trudności z mówieniem, powinniśmy się zniżyć do jego poziomu i robić to, czym się akurat interesuje.

Komentarze

1 Komentarz do “Kiedy zacznie mówić? – dla tych którzy przeczytali już szkolenia Darka”
  1. Basia pisze:

    Serdeczne dzięki Pani Doktor za cenne wskazówki do pracy z dzieckiem i trafną diagnozę naszego, rodziców, samopoczucia.
    “Niech mama pozostanie mamą, a nie zamienia się w belfra” to moje motto od dzisiaj.

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...