"Mówiłaś że będą chore dzieci" – powiedział wychodząc mój 5 letni synek. I wstyd zalał policzki zimnym ogniem…

marzec 29, 2010 by
Kategoria: Po prostu życie

Gdy kończyłem czytać ten artykuł, pojawił się ten akapit, który spowodował moje poruszenie. Dzisiaj wiem, że ta treść powinna być powielona przez nas wszystkich i puszczona w świat. Tak się kończy ten artykuł:

“Mówiłaś że będą chore dzieci" – powiedział wychodząc mój 5 letni synek. I wstyd zalał policzki zimnym ogniem.Wielkie podziały dorosłych. Świat gorszych i lepszych. Szkoły dla tych z wadą i tych bez wad. Skazanie. To chwila, w której słowo integracja nabrało wymiernego znaczenia.

a ja zapraszam na jego lekturę w całości :)

1

Graal znaczy integracja

Autor Wiola Mróz

Co sześćsetne dziecko rodzi się obciążone mutacją 21 chromosomu.

To wiedza mówiąca o niczym dla przeciętnego człowieka. To znak walki o normalność dla tych, którzy stanęli w jego obliczu i ciężka praca nad rozwojem ruchowym i umysłowym  w niezmiennym  towarzystwie zagrożeń, płynących ze strony podatnego na wszelkie przypadłości organizmu.

Gdy byłam dzieckiem, dzieci obciążone zespołem Downa z rzadka widywało się na ulicach.

Ich świat przerażał odmiennością, zawstydzał codzienną bezproblemowością własnego życia.  "To ciężko chore dziecko" – mawiali dorośli i odwracali wzrok jakby ze strachu, że mogłoby to dotyczyć ich własnych pociech. Uciekałam więc  w swoje ja widząc charakterystyczne buzie, często ociężale poruszające się sylwetki, bojąc się zajrzeć w ich przestrzeń, przerażona trudem wychowania, poczucia niesprawiedliwości i krępującej odmienności, które spodziewałam się tam zastać.

Tak było do niedzieli 21 marca 2010. Tego dnia los skierował moje ścieżki na imprezę zorganizowaną przez Stowarzyszenie Graal z Krakowa, z  okazji Międzynarodowego Dnia Osób z Zespołem Downa.

Twarzą w twarz

Drabinki, ścianki wspinaczkowe, linowe mosty, liny do zjazdów i dzieci… te zdrowe i  te z zespołem Downa. Dwa światy zamknięte w jednej sali, złączone przygotowanymi zadaniami  i miejscami wspólnych zabaw. Niektóre malują balony a inne badają przeszkody, które na nich czekają. I staje wspólne koło rozgrzewających się rąk, podskakujących nóg, uśmiechniętych buziaków, by za chwilę pęknąć i rozproszyć się  na dziesiątki biegających maluchów. I świat przestaje dzielić się na dwa. Nie ma tych zdrowych i tych zmagających się z trisomią. Wspólne koło, wspólne zdobywanie, wspólna lina. Twarzą w twarz bawią się bez podziałów i różnic, bez wartościowań i wstydu.

Mały różowy kwiatuszek                  

Ma 8 lat, blond włoski spięte starannie w kucyk i różową bluzeczkę. Urodziła się z zespołem Downa, nieodstępującym ją na krok towarzyszem. Gdy biega wśród innych dzieci nie wydaje się być odmienna, mniej sprawna. Jej bluzeczka zakwita różą na każdej ściance i każdej drabince. Czasem się obraża i siada w kąciku, by po chwili wspinać się wysoko, wysoko po zawieszoną nagrodę. Pokonuje lęki z każdym szczebelkiem drabiny. Nagroda i chęć uczestnictwa w toczącym się biegu po nią, przełamuje  bariery. Gdy stoi na jednym końcu liny wraz z przypadkowo zebraną drużyną wydaje się zakwitać jeszcze bardziej.  "Wygrałam" krzyczy bez względu na to, której drużynie uda się przeciągnąć linę na swoją stronę. I to "wygrałam" rozdzwania w uszach tysiącem złotych dzwoneczków. Wszystkie dzieci wydają się nim być uniesione. Nie ma kłótni, kto jest zwycięzcą faktycznym.

Tak mało wiem…

Nie znam problemów dzieci z zespołem Downa w codziennym życiu. Nie potrafię pewnie nawet wyobrazić sobie,  jak wiele pracy kosztuje wychowanie i usprawnienie takiego dziecka.  W tę marcową niedzielę poczułam jednak, jak ważny to był dzień nie tylko dla dzieci z zespołem, ale dla wszystkich innych tzw. zdrowych, którzy mam nadzieję, jak ja, poczuli się wzbogaceni.

"Mówiłaś że będą chore dzieci" – powiedział wychodząc mój 5 letni synek. I wstyd zalał policzki zimnym ogniem. Wielkie podziały dorosłych. Świat gorszych i lepszych. Szkoły dla tych z wadą i tych bez wad. Skazanie. To chwila, w której słowo integracja nabrało wymiernego znaczenia.

Komentarze

1 Komentarz do “"Mówiłaś że będą chore dzieci" – powiedział wychodząc mój 5 letni synek. I wstyd zalał policzki zimnym ogniem…”
  1. trigo pisze:

    więc to wszystko, co robimy, by ujarzmić stereotypy, ma sens! Trzymajmy więc kurs. Na prawdziwe integrowanie! Jak to dobrze, że to nie slogan, nie napuszoność, nie jedynie poprawność polityczna

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...