Rakoń

kwiecień 6, 2021 by
Kategoria: Nasze Góry

Miała być “Drabina” według Jaśka, bo tam nigdy jeszcze nie byliśmy. Ja wierzyłem, że wejdziemy na Wołowca. W konsekwencji szykowała nam się wyprawa przez Dolinę Chochołowską na jej jakiś koniec Uśmiech

Co to jest Jaśkowa “Drabina” wyjaśniłem tutaj:

https://www.zespoldowna.info/drabina.html

“Drabina” czyli Łopata znajduje się pomiędzy Wołowcem a Jarząbczym Wierchem w Tatrach Zachodnich. Nigdy tam nie byliśmy i to nas ciągnęło w tamtą stronę. Start z Doliny Chochołowskiej wyglądał jak zwykle: Kamil jakby biegł na 100 m sprintem, Janek rozdarty między bratem, a nami. My człapaliśmy po pustej drodze…

IMG_4447IMG_4448

IMG_4450

Tego dnia rządziło słońce. Tam gdzie operowało od rana, był nawet widoczny asfalt. Tam gdzie go nie było, było dramatycznie lodowato i ślisko.

IMG_4451

IMG_4452

IMG_4454

Kamil na tyle dobrze zna drogę, że nawet nie zwracaliśmy uwagi gdzie jest, bo i tak nikt by go nie dogonił. W trójkę szliśmy, szliśmy i tak to trwało. Doszliśmy w końcu do końca na polanę, pod schronisko. Stąd mieliśmy wejść na Grzesia szlakiem żółtym, którego do tej pory nie zdobywaliśmy.

https://www.zespoldowna.info/wolowiec.html

Nasza wyprawa na Wołowiec od słowackiej strony, przez Grzesia oczywiście, zostawiła dużo dobrych wspomnień na temat tego szczytu. Był to miły, łagodny szlak, który wyprowadzał na kopulę i stamtąd szliśmy na Rakoń 1879 m npm, przez Długi Upłaz 1 632 m npm najpiękniejszym szlakiem jaki można sobie wyobrazić jesienią i zimą w Tatrach.

Przebrani i przygotowani na inne warunki, ruszyliśmy odmienieni. Janek nagle dostał 6tki i walczył z Kamilem, kto ma prowadzić. Jakoś nie przeszkadzał mu lód, zwały ciężkiego śniegu.

IMG_4455

IMG_4458

“Kopia” Kamila objawiała nam się na każdym pagórku, z tą samą mimiką na twarzy:” Co tak wolno?!” Ja powoli mam dość, tych ich min czekających na nas…a jak już są we dwójkę to jest to irytujące. Dawali nam popalić.

IMG_4459

IMG_4460

Podejście na Grześ przypomina podejście na nasz Śnieżnik pod względem przyrodniczym, szlakowym. Nie przypomina jednak tego Grzesia, ze słowackiej strony łagodnego i miłego. Asia się włączyła i tęskniła co raz bardziej do słowackiej wersji. Kamil miał to w nosie i odszedł, nie patrząc na nasze “zdychanie” na podejściu. Na szczęście Janek też już się “czołgał”.

IMG_4463

IMG_4465

IMG_4467

W taki dzień jak ten włącza mi się “a nie wierzyłaś!” w stosunku do Asi. Kilka lat temu wchodząc w lutym na Śnieżkę zrobiłem to w górskim t-shircie bo było tak gorąco. Pod Grzesiem, żona rozbierała się i ubierała w tak dużą liczbę wersji zestawów, że duży pokaz mody udałoby się przygotować…no bo jest gorąco!!! A słońce grzało na stoku jak diabli.

IMG_4470

IMG_4475

IMG_4476

W tym momencie bałem się przyznać, że ja nie daję rady. Ten Grześ mnie wykańczał z tym słońcem…ale zęby mocno ściśnięte i do góry. Sytuacja o tyle była precyzyjna już na ostatniej prostej, że ten stan w niewypowiedziany sposób dotyczył oczywiście naszej przywódczyni Asi, Janka i mnie, a Kamila nie było jak spytać jak mu tam, bo był 3 rzuty kamieniem do góry od nas Uśmiech … a potem znów te spojrzenie w dół na nas, gdy czekał.

IMG_4480

IMG_4483

Asia szybko wypierała Grzesia w wersji polskiej z głowy, gdy widziała, że można już odpocząć. Ja to nawet goniłem, by paść i na szczęście chłopcy w tym temacie przynajmniej nigdy nie mają innego zdania od nas. Pijemy, jemy odpoczywamy i patrzymy. Piękno.

IMG_4486

IMG_4488

IMG_4490

IMG_4507

IMG_4500

Nie ma to jak “śniegowe” wędrowanie po Tatrach Zachodnich, o ile nie ma zagrożenia lawinowego. No i zaczął się czad, który na długo zostaje w pamięci. Zazwyczaj w tym miejscu, idzie się w otoczeniu kosówek. W zimie idzie się na “kosówkach”. Efekt…zostawię bez komentarza.

IMG_4508

IMG_4510

IMG_4512

Kamil o dziwo, nie biegł do przodu. Dawał czasami Jankowi szansę, ale jakoś szedł powoli i spokojnie czekając na nas. Janek odwrotnie. Jakoś przyspieszył i nie było jak znów odpocząć. Jak nie jeden, to drugi ciągnęli nas do przodu. To wyglądało na taką zabawę w peleton kolarski. Wiedzieliśmy, kto miał przegrać jednak.

IMG_4516

IMG_4517

Po czym poznać, że Kamil i Janek to bracia? Wystarczy zobaczyć jak na nas patrzą i jak chętnie korzystają ze słupków granicznych. Niemalże te same ruchy: kopiuj-wklej.

IMG_4518

IMG_4524

IMG_4525

Janek się zasiedział i Kamil pognał do przodu. Na wprost Jakubina z Jarząbczym a tuż obok już Wołowiec z Łopatą. Niesamowite miejsce. Jak patrzyłem na chłopaków, na ich wygląd, sprawność, budziły się we mnie znów mroki początków…że nie dadzą rady, a o zimie to nie wspominajmy. Pamiętam jak podczas jednych z pierwszych wypraw Kamil pod wpływem silnego wiatru na wysokości 2 000 m pogubił się, walczył ze swoją agresją, spadkiem ciśnienia, podmuchami wiatru…ze wszystkim. Dzisiaj zima, wiatr czy słońce to coś co urozmaica dzień, coś normalnego. Uczyliśmy się tego długo.

Szliśmy przez “kawałek” razem, a potem Kamil idąc tym samym tempem po prostu odszedł. My powoli odpadaliśmy, aż Janek stwierdził, że jest słupek. Mogliśmy zacząć grę: gdzie jest Kamil, znów!

IMG_4527

IMG_4529

IMG_4530

Tutaj już można spróbować odnaleźć go…nie jest to łatwe.

IMG_4531

IMG_4533

IMG_4534

I dobrze, że są słupki graniczne. Bracia.

IMG_4535

IMG_4537

Jeżeli Kamil był zmęczony, to była niezwykła sytuacja…ale my już od Grzesia czuliśmy ten stan. Jednak nie może być tak łatwo, by wszyscy czuli to samo. Kamil siedział, Janek wystartował. W końcu ktoś musi zostać zwycięzcą, a byliśmy już pod Rakoniem, a Wołowiec był na wyciagnięciu ręki.

IMG_4538

IMG_4539

IMG_4540

Goniłem za Jankiem. Po chwili goniłem za Kamilem. Ja już wiedziałem, że dalej niż na Rakoń to nie idę. To była rozkosz usłyszeć od Asi, że ona też dalej nie idzie, ba nawet Kamil wskazywał na Wołowca mówiąc, że tam nie. Było ciepło, śnieg głęboki i mokry a my słabi. Zostaliśmy na Rakoniu.

IMG_4541

IMG_4544

IMG_4546

IMG_4547

IMG_4552

IMG_4559

IMG_4562

IMG_4564-1

Przyszedł czas na zejście, zbieganie w dół. Jeden krok w bok i zapadliśmy się po kolana. Słońce topiło śnieg i dopiero teraz to czuliśmy. To była dobra decyzja o powrocie.

IMG_4572

IMG_4573

IMG_4575

IMG_4579

Zabawa w poszukiwanie Kamila trwała w najlepsze. To już nie “rzuty kamieniem” nas dzieliły, ale setki metrów. Gdzie jest Kamil?

IMG_4582

IMG_4583

IMG_4586

Na tym zdjęciu widać było go najlepiej: ja na górze, Asia i Janek pośrodku, a Kamil już pod Upłazem. Na szczęście część rodziny zobaczyła słupek i poczekała.

IMG_4589

IMG_4591

IMG_4592

IMG_4594

Górne zdjęcie: Kamil znów setki metrów przed nami, ale są słupki i Kamil siedział na jednym z nich tak jak wcześniej Janek.

IMG_4596

IMG_4600

IMG_4603

Udało się spotkać pod Grzesiem, dzięki parze turystów, którzy na naszą prośbę przekazali Kamilowi informacje by czekał…no i czekał.

IMG_4605

IMG_4606

IMG_4611

IMG_4612

IMG_4614

Od tego momentu to Janek prowadził, a Kamil trzymał się nas. Widoki na Bobrowiec przy zejściu zrobiły wrażenie. To był też ostatni moment śniegu jaki mieliśmy na górze. Pod wpływem słońca nagle szlak zaczął wyglądać jak strumyk z pędzącą w dół wodą.

IMG_4615IMG_4616

IMG_4617IMG_4619

IMG_4627IMG_4626

Nie było to proste, ale ten kto ma długie nogi zawsze w takiej sytuacji wygrywa: Kamil zszedł my przedzieraliśmy się, a Asia przebierała się, bo znów było za ciepło.

IMG_4629

IMG_4633

Od Doliny Chochołowskiej powrót był już istotnym “pływającym” wydarzeniem. Walcząc z wodo-śniegiem bo tak to trzeba nazwać, my nie radziliśmy sobie, a Kamil znów po prostu poszedł. Wiedzieliśmy, że będzie na nas czekał na końcu i tak było. My doszliśmy wykończeni. Patrząc na dane z naszej wędrówki, to potwierdziło się że była to nasza najdłuższa trasa, jaką do tej pory przeszliśmy. Dobrze, że zrezygnowaliśmy ze zdobywania Wołowca, dzięki temu zostało odrobinę sił, by móc się cieszyć tym dniem, tymi górami.

IMG_4636IMG_4637

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...