Elios od kuchni

październik 2, 2010 by
Kategoria: Po prostu życie

“Emocje mają nieupośledzone. Z sukcesów sportowych cieszą się tym bardziej, że inne rzadko im się przytrafiają.”

Tak zaczyna się artykuł z Polityki, autorstwa Agnieszki Sowy, który warto przeczytać.

image

Duma ich rozpiera.

W Polsce mamy 17 tys. zawodników olimpiad specjalnych. A według szacunkowych danych żyje wśród nas, choć częściej obok nas, 1,2 mln osób niepełnosprawnych intelektualnie. – Zamyka się ich w domach pomocy społecznej, tworzy getta i udaje, że nie ma problemu – mówi psycholog Renata Wawrzyn, kierownik ośrodka rehabilitacyjnego przy ul. Jazdów, oddziału dziennego Szpitala Psychiatrycznego przy Nowowiejskiej w Warszawie. – Dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie państwo się jeszcze zajmuje, dorosłymi bardzo niechętnie. Jeżeli już, to tylko w kategoriach opieki. A oni potrzebują przede wszystkim terapii zajęciowej. W krajach arabskich rodzice dzieci niepełnosprawnych otaczani są szacunkiem jako wybrańcy Boga, który dał im dziecko wymagające większej troski, wiedząc, że to wspaniali ludzie i na pewno podołają. Filozofia państwa polskiego jest bardzo podobna. Rodzice muszą sobie radzić sami. Miesięczne utrzymanie dziecka w zakładzie opiekuńczym kosztuje państwo ok. 4 tys. zł. Rodzice, którzy nie chcą się pozbyć problemu, dostaną 153 zł miesięcznie zasiłku, a wiadomo, że jedno z nich musi zrezygnować z pracy. Na stałe – dziecko niepełnosprawne intelektualnie zostaje dzieckiem do końca życia.

Opieka społeczna trafia tylko do tych, którzy sami się zgłoszą. Jeśli nie mają krewnych, którzy dbają o to, by stale byli rehabilitowani, nikt się nie interesuje, co się z nimi dzieje. – Nie wiadomo, ilu z nich po prostu siedzi gdzieś w czterech ścianach, w izolacji, bezczynności, bez żadnej pomocy i rehabilitacji – mówi Dorota Tłoczkowska z Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, jednej z największych organizacji pozarządowych zajmujących się niepełnosprawnymi intelektualnie. Stowarzyszenie zrzesza niewiele ponad 13 tys. członków. Prawie wszystkie ośrodki oferujące warsztaty czy terapię zajęciową są prowadzone przez organizacje pozarządowe, fundacje i stowarzyszenia.

– Nasz oddział jest jedną z niewielu placówek państwowej opieki zdrowotnej zapewniających pacjentom rehabilitację i terapię zajęciową – mówi Renata Wawrzyn. – Wciąż jednak grożą nam likwidacją. Nie mogę zatrudnić logopedy, a słyszę, jak moi pacjenci coraz gorzej mówią. Z mówieniem jest jak z każdą zdobytą sprawnością. Muszą nieustannie ćwiczyć i powtarzać. A nowe przepisy ograniczają hospitalizację do sześciu tygodni. Potem pacjenci są wypisywani na kilka tygodni do domu. – Helena u nas uczy się jeść samodzielnie – mówi Renata Wawrzyn. – Gdy wraca po przerwie, zaczynamy od zera, bo w domu jest karmiona.

Pacjenci oddziału dziennego to głównie ludzie starsi. Mimo to w styczniu powstała tam sekcja olimpiad specjalnych. – Gramy w ping-ponga – mówi Adam Białek, rehabilitant. – Dwa razy w tygodniu. Poza tym wszyscy ćwiczą na zajęciach obowiązkowych, które są trochę jak lekcje wuefu w szkole.

Zanim zaczęła ćwiczyć regularnie, Jola nie była w stanie sama wsiąść do autobusu. I tylko dlatego nie wracała sama z ośrodka do domu. Bała się, że sobie nie poradzi. Teraz trzyma się poręczy tylko jedną ręką.

Ewa, rocznik 1952, pierwszy raz w życiu wzięła paletkę do ręki pół roku temu. Dziś gra ze swoim chłopakiem Jackiem i innymi pacjentami. Będą startować w następnych ogólnopolskich igrzyskach olimpiad specjalnych. Fundacja, za pieniądze rodziców, kupiła im plecaczki i stroje na zawody. Ewa przebiera się nawet na treningi.

dużo więcej tutaj:http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/reportaze/1508872,1,igrzyska-specjalne-od-kuchni.read

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...