Jak walczyć o swoją szkołę, pokazuje Agnieszka

listopad 20, 2009 by
Kategoria: Edukacja

Szkoły nie chcą "niegrzecznych" dzieci
Wojciech Karpieszuk

Teraz w warszawskich szkołach jest tak: ty masz ADHD, idź na nauczanie indywidualne, ty masz autyzm, to do szkoły specjalnej. Trwa stygmatyzowanie dzieci od małego – mówi Ilona Rzemieniuk, która razem z innymi rodzicami walczy, by ich dzieci mogły chodzić do zwykłych podstawówek

1

Fot. Bartosz Bobkowski / AG

Syn Agnieszki Dudzińskiej ma zespół Aspergera: – Miasto wymusza posyłanie takich dzieci do szkół specjalnych

Dziesięcioletni syn pani Ilony z Ursynowa choruje na zespół Aspergera, odmianę autyzmu. Kiedy szukała szkoły dla niego, zgłosiła się do 17 integracyjnych podstawówek. Odpowiedziała jedna – aż w Falenicy. – Zdarza się, że tzw. trudne dzieci w wieku dziesięciu lat mają za sobą już kilka szkół. Na Zachodzie zasadą jest nauka w rejonie. Do placówek specjalistycznych dzieci chodzą w szczególnych przypadkach – podkreśla Ilona Rzemieniuk.
Razem z dwiema innymi mamami ze stowarzyszenia Pomocy Dzieciom z Ukrytymi Niepełnosprawnościami "Nie-Grzeczne Dzieci" przyszła na ostatnią sesję Rady Warszawy. Na szyjach zawiesiły kartki: "Wszystko jasne. Dostępność i jakość edukacji dla uczniów niepełnosprawnych w Warszawie". – Miasto wymusza na nas umieszczanie dzieci w klasach integracyjnych i specjalnych, a i tak nie wystarcza w nich miejsc dla wszystkich – mówi Agnieszka Dudzińska, mama Stasia z zespołem Aspergera.

Autystykiem jest też dziesięcioletni syn Beaty Jaszczur. Od jego nauczycielki usłyszała, że najlepiej będzie, jeśli zabierze go na warsztaty terapii zajęciowej. – Tam można się nauczyć, jak zrobić kanapkę. Mój syn ma problemy z pisaniem i z matematyką. Czy to oznacza, że nie nadaje się do szkoły? – pyta.
- Za uczniem z orzeczeniem o potrzebie specjalistycznego kształcenia powinny iść pieniądze do rejonowej szkoły na jej dostosowanie, na zajęcia z terapeutą – przypomina Agnieszka Dudzińska. Podstawówka jej syna dostała dodatkowe dotacje dopiero, kiedy ona wywalczyła je w urzędach. Nie wie jednak, jak duże.
Rodzice przeprowadzili własne śledztwo. Sprawdzili, że na kształcenie niepełnosprawnych dzieci Ministerstwo Edukacji Narodowej przekazało w tym roku urzędowi miasta ponad 90 mln zł. Pani Agnieszka wyliczyła, że podstawówce jej syna należy się z tego 60 tys. zł. – Staś ma orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, ale to nie oznacza, że nie poradzi sobie w szkole ogólnodostępnej. Trzeba tylko stworzyć warunki, a na to potrzebne są pieniądze – przekonuje.
Mamy obdzwoniły wszystkie podstawówki w Warszawie. W większości dyrektorzy nie mogą zaoferować takim uczniom jak ich dzieci niczego więcej ponad spotkanie z pedagogiem czy logopedą przez dwie godziny w tygodniu. Jolanta Lipszyc, dyrektorka miejskiego biura edukacji, zapewnia jednak, że w Warszawie "pieniądz idzie za uczniem". – O podziale funduszy decydują władze dzielnic – mówi. Dodaje, że dziś do szkół ogólnodostępnych chodzi 535 uczniów z orzeczeniami lekarskimi.
- Rodzicom takich dzieci radzę, by posłali je do placówki integracyjnej. Nie mam pieniędzy na dodatkowego nauczyciela do opieki nad klasą – mówi Małgorzata Kwiatkowska, dyrektorka podstawówki nr 303 przy Koncertowej. Andrzej Wyrozembski, naczelnik wydziału oświaty i wychowania w Śródmieściu podlicza, że w zwykłej szkole półtora etatu trzeba rozdysponować między pedagoga, edukatora, psychologa. W placówce integracyjnej jest na to sześć etatów.
Ilona Rzemieniuk odbiera telefony od rodziców innych niepełnosprawnych dzieci. Skarżą się, że dyrektorzy pozbywają się trudnych uczniów, urządzają castingi i wybierają tych, z którymi nie będzie problemów. – Słyszę, że często protestują też rodzice innych dzieci, kiedy do klasy trafia niepełnosprawny uczeń.

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...