Czerwona Ławka
lipiec 17, 2023 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
To miał być 56 punkt do zdobycia z 60 należących do Turystycznej Korony Tatr. Raz już próbowaliśmy…poszliśmy ostatecznie na Rohatkę. Tym razem byliśmy zdeterminowani. Co ważniejsze: Janek był świetny tego dnia, Kamil jak zawsze, więc my mogliśmy iść i oglądać miejsca w których jeszcze nie byliśmy.
Patrycja przekonywała mnie, że najpiękniejszy szlak w Tatrach to ten przez Czerwone Wierchy. Mam wątpliwości po tym co doświadczyliśmy w “całej” Dolinie Staroleśnej już podczas wejścia na Rohatkę. Plan na Czerwoną Łąkę sięgał jeszcze wyżej tej doliny, z jej pięknymi stawami i ścianą Jaworowych. Nie mogliśmy się doczekać.
https://www.zespoldowna.info/rohatka.html
Czerwona Ławka to z pewnością najtrudniej dostępna przełęcz w Tatrach szlakiem. Przygotowywaliśmy się do tego stąd tak ważna była forma chłopaków. Wybraliśmy wariant od Zbójnickiej Chaty, gdyż choć dłuższy i dalszy, był w naszym zasięgu. Uśmiechnięci, bo kolejka nas dostarczyła do góry na Hrebienok, zrobiliśmy zdjęcie i …poszliśmy do przodu, na pusty szlak jak nie w lecie i do tego na wakacjach.
Pogoda była rewelacyjna, poniżej 20C z lekkim wiatrem. Kamil jakby czekał na rozejście szlaków i jak już weszliśmy na niebieski to on sobie poszedł…jak zawsze.
Potężne ściany Sławkowskiego z jednej strony, Pośredniej z drugiej robiły wrażenie. Zaczęliśmy od minięcia jednak pierwszego Nosicza z olbrzymim ładunkiem na plecach.
Po chwili drugiego. Temu na zmianie pomogliśmy, więc już wiedzieliśmy, że Martin miał dużo więcej niż 80 kg na plecach. Janek doskonale przepytał Martina w tym temacie oczywiście.
Kamil nadawał tempo i jak zwykle, gdzieś czekał na nas. W jednym takim momencie, gdy czekaliśmy na Janka i Asię, mieliśmy przyjemność oglądania na tym szlaku po raz drugi lisa. Nie bał się nas, szukał czegoś i oczywiście wiedział, gdzie ma iść
Emocje rozpalone, więc trzeba było odpocząć. Muszę przyznać, że Janek szedł bez fochów, Kamil swoim tempem i to spowodowało, że szliśmy w czasie, jakim do tej pory tutaj nie chodziliśmy. Robiło wrażenie.
Prosta ścieżka się skończyła, teraz trzeba było podchodzić do góry. Zdziwiony byłem jak wyprzedziliśmy kilu turystów
Za pierwszym razem ten szlak był wyzwaniem z tymi łańcuszkami włącznie. Tym razem po prostu wspierały nas.
Jedyna różnica była w tym, że Kamil z Asią byli sprawniejsi, a Janek bardziej dbały o dobór przejścia. W ten sposób trochę od nas uciekli.
Doszliśmy do punktu bardzo charakterystycznego na szlaku, czyli do metalowego mostka nazywanego Brana. Od tego momentu luzy ostatecznie się kończyły, a trzeba było mocno podchodzić do góry. Tutaj pożegnaliśmy Nosiczy, ale też Asię i Kamila. Obydwoje po prostu “odjechali” nam, gdy my powoli, w pełni zmotywowani człapaliśmy za nimi…a z tyłu powyżej Brana, już było widać ścianę Jaworowych aż po Czerwoną Ławkę.
Asia z Kamilem poczekali na nas i nastąpiła zamiana. Ja miałem iść z Kamilem by ten nie szedł za szybko.
Obok już był Długi Staw, czyli znak że Zbójnicka Chata, schronisko na szlaku, było blisko.
Z Kamilem się tak idzie, że Asia z Jankiem zostali daleko z tyłu. Był czas na oglądanie wszystkiego dookoła. Grań Strzeleckiej Wieży, a za nią już widać było Czerwoną Ławkę. Trochę wysoko!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Czerwona_%C5%81awka
Przy Zbójnickiej Chacie było pierwsze śniadanie. Humory były świetne, a przerwa tylko to poprawiła. Do tej pory wiedzieliśmy gdzie mamy iść. Przyszedł czas na przejście na żółty szlak.
Z takim nastrojem chłopaków, byliśmy gotowi na zdobywanie wszystkiego . Janek wygrywał wszystko! Kamil nie pytał, tylko szedł, chciał iść!
Przejście przez Strzelecka Kotlinę ze stawami, nie da się opisać, ani porównać. Po prostu jest inna i trzeba tutaj być. Kamil wciąż szedł wspaniale do przodu. Janek z Asią za nami swoim tempem.
Kamil się zdziwił jak stanęliśmy na brzegu kotliny. Popatrzył na jej druga stronę a tam szlak trawersujacy “czarną ścianę”. Wyglądało to bardzo ciekawie. Na końcu tych ścian, wiedzieliśmy już, że jest nasza Ławka.
Przejście tego odcinka było wyzwaniem…bo śnieg. Jednak nikt nie pamiętał o tym na górze, gdyż trawers okazał się pełnym wielkich kamieni. Było to kolejne wyzwanie.
Asia zarządziła ubieranie kasków. Pod nogami kamienie, nad nami ściany z kamieniami, nie było wyjścia.
Doszliśmy do Siwych Stawów. Janek był czujny. Asia z Kamilem przeszli, a on popatrzył jako jedyny w oczy idącej obok nas kozicy. Nawet nie chciała za bardzo uciekać, ona tutaj rządziła!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Siwe_Stawy
Patrząc na Siwe Stawy, wiedzieliśmy że to jest miejsce by odpocząć. Wspaniałe z widokiem na Sławkowski Szczyt. Nie można było tutaj nie zatrzymać się!
Kolejne piętro do góry, tym razem Janek prowadził i znów ściany przed nami. Na to wyglądało, że doszliśmy do kolejnej “naszej” ściany pod Małym Lodowym Szczytem. Na jej końcu była Ławka i czekała.
Do tej pory nie spotykaliśmy wielu turystów, żadnego podchodzącego tak jak my. Na to wyglądało, że przyszedł czas na to by się mijać z tymi, którzy właśnie schodzili.Ilość zaskakiwała, Janek witał się z nimi, dostawał piątkę i było super.
Kamil poczuł niepokój. Bał się bardzo. Nauczeni ostatnim razem, rozmawialiśmy z nim o wejściu. Asia wspierała go instrukcjami i Kamil szedł do końca trawersu…a potem była już “ściana”. Janek ze mną za to postanowił wybrać swój własny szlak. Jak zwykle.
Jeżeli chciałem mu zasugerować zmianę wariantu, słyszałem krótkie burknięcie:”Zostaw mnie!”, albo “Jezus znów!”. Przestałem się wtrącać, szedł sam.
Asia z Kamilem dzielnie wspinali się nad nami. Janek za to aż się “trząsł”, gdyż doszliśmy do łańcucha i klamer. Już był gotowy nawet wejść na via ferratę. Tylko moja mocna reprymenda zatrzymała go, a już wchodził do góry bo lina przecież!
Rodzina weszła na Czerwoną Ławkę! Asia przerażona z góry wołała, że dalej nie idzie, gdyż z drugiej strony ludzie tłumnie wchodzili. Spotykaliśmy się z nimi pod czerwoną ławeczką, zawieszoną nad głowami. To była bardzo dobra niespodzianka.
Nie można było tam się nawet zatrzymać. Od razu schodziliśmy w dół i mieliśmy dużo kolejnego szczęścia, że większość wybierała via ferratę. Nasze zejście zatem było niespieszne i bez emocji
Do samego dołu, nie było szans na fetowanie wejścia. Luźne kamienie były jeszcze większym problemem na zejściu. Rodzina jednak wspaniale, powoli radziła sobie z tymi problemami. Nie było to łatwe.
Nagrodą za to wszystko był niesamowity widok Gerlacha, Staroleśnego Wierchu i Małej Wysokiej po drugiej stronie Doliny.
https://www.zespoldowna.info/mala-wysoka.html
Na dole, przy początku via ferraty, popatrzyliśmy do góry. Tak 56 punkt z 60 z Turystycznej Korony Tatr zdobyliśmy. Ucieszyło nas to.
Nie mogliśmy jednak odpoczywać. Turyści wciąż schodzili, więc my z powrotem do Siwych Stawów, tam gdzie było tak pięknie.
Czy myślałem, że kiedykolwiek tam wejdziemy? Myślałem, ale było to trudne by w końcu podjąć taką decyzję…a potem…Janek “zbiegał” po skałach. Poznaliśmy Panią Magdę, więc mogliśmy podzielić się naszymi doświadczeniami. Pani Magda jednoznacznie stwierdziła, że to był ostatni raz, a Janek przeciwnie!
Drugie śniadanie smakowało ogromnie w tym miejscu. Siedzieliśmy i patrzyliśmy do tyłu. Te miejsce jest inne niż wszystkie i kto wie, co jest za ścianami Jaworowych? Na to wygląd, że będzie to musiał być nasz kolejny cel, bo te miejsce jest piękniejsze niż Czerwone Wierchy.
Dopóki były emocje, nikt nic nie mówił o zmęczeniu. Odpoczywając, chyba zrozumieliśmy że jesteśmy koszmarnie wykończeni, ale Janek i Kamil byli wciąż bardzo uśmiechnięci. Kamil odetchnął i prowadził Janka w dół. Inni chłopcy niż dzień wcześniej.
Musiała być nagroda. Na pytanie co to ma być, odpowiedź była prosta: obiad tam gdzie zawsze! No to wzięliśmy skrót wzdłuż Staroleśnego Potoku.
Ścieżka prowadziła do Brana. Miał to być duży skrót, który dawał nam szansę na to by zdążyć na kolejkę. Chłopcom nie trzeba było powtarzać. Gonili!
Doszliśmy do Brana i myślałem, że będzie konieczny odpoczynek. Nie! Kamil tylko umył ręce, buzię i był gotowy w dół. Ja wiedziałem, że spokojnie zdążymy, jak oni tak świetnie idą.
Tym razem był tez drugi powód. Im było niżej, tym gorąc był trudniejszy, nawet granie Sławkowskiego nie dawały cienia. Byliśmy wciąż zaskoczeni, że nie ma turystów na trasie, ale to nam pomagało.
Chłopcy do samego końca gnali. 10 godzin w górach nie zmęczyło ich. Ja za to dowiedziałem się, że tez mogę zjeść dobry obiad, tak jak oni, gdyż wysiłek był znaczny! Czerwona Ławka okazała się być bardzo trudną wyprawą. Na nasze szczęście via ferrata “zabrała” turystów ze szlaku. Nie wyobrażam sobie tej ilości osób na tym wąskim przejściu. Ja się cieszę, że nam się udało i już nie mogę się doczekać, kiedy będziemy w Jaworowej Dolinie, czyli po drugiej stronie ścian.