Na Bystrą Ławkę
czerwiec 23, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Po raz pierwszy byliśmy tam 5 lat temu. Wspominaliśmy naszą wyprawę jako piękną, ale bardzo wymagającą. Asia chciała tam wrócić i tak powstał plan przejścia w piątek, jeszcze raz przez Dolinę Młynicką, Furkocką i ich trzy piętra za każdym razem. Mieliśmy wejść na Bystrą Ławkę, choć 5 lat temu jeszcze widniał w liście Korony Bystry Przechód będący wyżej tuż obok wierzchołka Furkotu.
https://www.zespoldowna.info/bystra-lawka-bystry-przechod.html
Tym razem wystartowaliśmy bez Szerpów…i zabrakło ich trochę, tego szczęścia, które mają z sobą. Jak szliśmy na Kończystą, całkiem niedaleko stąd, Grześ tak zaczarował pogodę, wiatr, że odwrócił wszystko z prognozy tak, że było świetnie. Tym razem ja czarowałem i nie chciało być świetnie. 8C i to w czerwcu, zimny wiatr jak w marcu, a tu mieliśmy wejść na ponad 2 300 m np, gdzie miało być 2C. Liczyliśmy na szczęście, by tam nie było…. jak w kwietniu.
Zaczęliśmy bardzo dobrze. Początek Doliny Młynickiej to bajka dla tych, którzy lubią piękne limby, ptaki i wiewiórki. Nam udało się spotkać z orzechówkami na trasie i zatrzymały nas na trochę. Janek na tym szlaku nie czuł się najlepiej i zaczął marudzić. Kamil oczywiście odwrotnie i nie było go na horyzoncie.
Cóż, wielu z Was doświadcza tego samego i zastanawia się z pewnością, który z dodatkowych genów na potrojonym 21 chromosomie odpowiada za upór i przekorę. W takich sytuacjach pozostaje tylko patrzeć na piękną limbę, rosnącą pośrodku przejścia.
Nie było zatem innego możliwego scenariusza od tego, że Kamil idzie sam, gdzieś na nas czeka, a my z rozkapryszonym w tym dniu Jankiem człapiemy do przodu. Dodatkowo on szedł swoim szlakiem, jego kamieniami, po jego stronie i w jego tempie. Mały horror.
Jakoś zdobyliśmy pierwsze piętro. Już była mniejsza ilość kamieni, szlak uprościł się, ale przed nami był próg wodospadu Skok. Janka nawet to ożywiło do momentu centralnego wiatru. To był taki kwietniowy, może nawet marcowy wiaterek. Nie przypominał niczego ciepłego, a raczej powiewy zamarzające to co jest.
Pod Skokiem była cisza, więc udało się nawet postać chwilkę i p obserwować tych, którzy zaczynali się ubierać. Dla nas oznaczało, że nie jesteśmy jacyś inni niż wszyscy.
Podejście pod próg wodospadu to pierwsze problemy techniczne z łańcuchami. Kamil z Asią bez komplikacji. Janek jak zwykle tego dnia, w jego wybrany sposób. Asia już dostawała palpitacji, a on niekoniecznie.
Nerwy ukoiliśmy jedząc śniadanie przy stawie nad Skokiem. Od tego momentu miało być jeszcze bardziej wymagająco. Janek wyraźnie nie poprawiał się, za to Kamil był rewelacyjny. Na Janka nie było żadnego patentu, na Kamila nie trzeba było szukać. Zmienialiśmy się w dopingu Janka z Asią i pokonywaliśmy kolejne piętra doliny przy co raz silniejszym wietrze.
Trzeba było założyć kaski. Nie pomogło. Nie dość, że wiatr prosto wiejący w nos, to i kask. To była już katastrofa. Janek robił wszystko, by każda chwila była inna, niż ta jakiej się oczekiwało…ale szedł.
Kamil szedł śladami…wszystkich i skoro wszyscy się mylili, to my też. Zaskoczyło nas to, ale od tego momentu w głazowisku, trzeba było już pilnować drogi, gdyż stawała się po prostu męcząca.
By jeszcze temat bardziej skomplikować, pojawiły się płachty śniegu i Kamil przeżył szok. Po pierwsze czerwiec, to dla niego już lato. Po drugie słońce świeci, a to oznacza ciepło. A tutaj śnieg i od razu w głowie miał raki jak w zimie na śniegu, do tego ten wiejący wiatr, który zmusił do ubrania czapek zimowych, bluz zimowych i rękawiczek…a to przecież czerwiec!
Na Janka wpłynęło to chwilowo pozytywnie, jednak po minutach jak przyszło do wspinaczki niemalże po płytach skalnych do góry do Bystrej Ławki, powrócił Janek z jego wariantami i przemyśleniami, zupełnie nie do zaakceptowania tytułem trudnego terenu. Nie było to łatwe. Horror.
Gdy zobaczył kolejkę stojącą do przejścia przez Ławkę po łańcuchach, to się nawet zmobilizował, a ja już żałowałem, że jednak nie przeszliśmy przez Bystry Przechód i Furtok. Widziałem w moich oczach, ten popis nowego wariantu Janka…i się nie pomyliłem.
Mogłem co najwyżej pooglądać daleko Gerlach, Łomnicę, dolinę i liczyć, że jednak się uda. Asia stała na Bystrej Ławce i myślała dokładnie o tym samym, tym bardziej że kolejka w obie strony była duża…i szkoda, że nie poszliśmy innym wariantem. Jednak udało się.
Podejście od Doliny Młynickiej było dłuższe, ale chyba prostsze, może łańcuchy jednak “wnosiły”. Zejście do Doliny Furkockiej, było krótsze, ale łańcuchy nie pomagały, nawet był jeden wysoki próg, który umiał proste z pozoru zejście skomplikować. Zaczęło się od tego, że Janek nie chciał zejść tyłem. Był problem, ale ludzie pomogli. Janek od razu po tym nabrał wigoru i wszystko dla niego było wspaniałe, bo widać było stawy z Doliny Furkockiej, czyli do domu blisko.
Inna zaleta zejścia, to stało się cieplej. Wiosennie. Mogliśmy się znów zatrzymać by odpocząć. Janek już nie kombinował, ale szedł, nawet czasami zatrzymał się w oczekiwaniu na instrukcję. To była przykrywka :). W końcu mieliśmy jeszcze zaliczyć schronisko pod Soliskiem, a tam miały być magnesy.
Na górze pogoda wyraźnie się psuła. Na dole wyraźnie się poprawiała. Łąki i kozice przypominały, że wiosna w górach już jest.
Chłopcy świetnie współpracowali, goniąc do schroniska pod Soliskiem. Janek, by dostać magnesy, Kamil, by móc zjechać krzesełkiem w dół. Tam było szaleństwo, bo Janek poznał niedźwiedzia, no i koniecznie trzeba było zrobić zdjęcie. Kaski mogły zostać ściągnięte, więc to było szaleństwo już…choć wiało silniej.
Z daleka widać było Krywań, który powoli chował się w chmurach, znaczy mieliśmy jednak szczęście, że pogoda nam kompletnie się nie popsuła. Zjechaliśmy w dół, niezmęczeni fizycznie. Taka mała niespodzianka. Ostatnie wyprawy pomogły nam zbudować kondycję, tylko teraz trzeba jakoś Janka ustawić, musimy być znów aktywny, uśmiechnięty i współpracujący. Plan na to jest i zobaczymy, czy się sprawdzi.