Szerpowie Nadziei, z nimi na Kończystą 2 536 m npm
czerwiec 11, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Szerpowie Nadziei to Ludzie. Nie umiem opowiadać o tym, jak wspaniali są, gdyż każdy mógłby to nazwać inaczej. Dla nas niezwykli, wrażliwi, cierpliwi, ludzcy, herosi, wytrzymali i pełni humoru przy tym. Mógłbym to odmieniać przez przypadki, tacy oni są. Szerpowie Nadziei.
Po raz pierwszy spotkaliśmy się w ubiegłym roku, gdy dzięki nim zdobyliśmy Mały Kozi Wierch na Orlej Perci.
https://www.zespoldowna.info/z-szerpami-nadziei-na-orla-perc-na-maly-kozi-wierch.html
Wyprawa wtedy zabrała nam ponad 16 godzin, ale dzięki nim nie było to trudne. Oto oni, Nasi Szerpowie od lewej: Magda, Adam, Paulina, Grzegorz i w środku Kamil z Jankiem…z Orlej Perci.
Po tej wyprawie ustaliliśmy kolejną, zostawiając wybór Szerpom, byle móc z nimi pójść. Wiedzieliśmy tylko jedno: 9 czerwca to będzie ten dzień…a tu wieje nawet do 100 km/h, ma przyjść załamanie pogody w Tatrach i już baliśmy się, że nic z tego nie będzie. W sobotę przed, Kamil z Szerpami i Bonitum był pod Czarnym Stawem, a my w Jaskini Mylnej. Wiało tak, że byliśmy pełni obaw, ale nie ma jak Grześ. On powiedział, że będzie pogoda, że sprawdził i koniec.
5:00 gotowi do wyprawy, byliśmy po stronie słowackiej w Vysne Hagi. W głowie mieliśmy ten widok z naszych wcześniejszych wypraw. Wielkiej góry, która patrzyła na Gerlach przez Batyżowiecką Dolinę. Dzisiaj mieliśmy na nią wejść i tylko dlatego, że zobaczyliśmy ich, wiedzieliśmy że się uda. Od lewej: Grzegorz, Paulina, Adam, Magda i w środku my w całym komplecie.
Na Orlej Perci sprawdził się podział na zespoły: Magda i Adam wspierali Kamila, a Paulina z Grzegorzem Janka. Tym razem też tak miało być. Zespół znał już motywatory Janka i był gotowy, by go wesprzeć w chwili zwątpienia :) Kamila trzeba za to umieć hamować, co też było opanowane.
Na szczęście my znamy żółty szlak, jakim mieliśmy iść i ja nie zakładałem problemów, a wręcz poprawienie czasu ostatniego naszego przejścia. Wszystko zaczęło się jak zwykle, czyli Kamil wystartował, a Magda za nim. Kończysta z daleka swoim czubkiem witała nas bardzo pozytywnie.
Kończysta była wciąż przed nami. Jej nazwa to nic innego jak szpiczasta/ostra i należało się tego bać po prostu. Na szczęście przy takich przewodnikach wszystko grało, jak w zegarku. Kamil musiał dostosować tempo, Janek podkręcić tempo, a my po raz pierwszy szliśmy spokojnie za naszą Ekipą. Nawet pogoda przestała być zgodna z prognozą oficjalną, a dostosowała się do tej, o której powiedział Grzegorz.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%84czysta
Pierwsza przeszkoda: mały strumyczek, który podczas naszej pierwszej wyprawy, był poważną rzeczką, do której wpadł Janek. Tym razem przy takim wsparciu, nie było dyskusji i takiej sytuacji nawet przez chwilkę. Janek odczytał, że idzie dalej żółtym szlakiem i po prostu poszedł sobie dalej. Nie mogło być inaczej.
https://www.zespoldowna.info/osterwa.html
Miał Janek za to czas, by oswoić się z górą. Była coraz bliżej. Uczył się jej nazwy, powtarzał i jakoś go nie przerażała, z wyjątkiem powiewów wiatru, który wciąż skądś wiał do nas. Kończysta była wielka z tej strony…ale Gerlach był olbrzymem. Wspaniałe miejsce, by oglądać. Janek jak nigdy, oczywiście pokazał na Kończystą, bo miał chwilę zastanowienia, czy jednak tam ma iść, ale po chwili zarówno Gerlach jak i Kończysta była jego celem. Wiedział, że to będzie przygoda!
Doszliśmy do czerwonego szlaku po 3h, czyli o godzinę szybciej niż ostatnio. Grześ dalej zaklinał pogodę i stawało się ciepło, wiatr znikał. Przeszliśmy ok. 200 metrów czerwonym szlakiem, Magistralą i to był koniec naszej szlakowej wyprawy.
Nasza przygoda zaczęła się tutaj, po raz pierwszy mieliśmy wejść na wysoki szczyt, liczący 2 536 m npm, poza szlakiem. I zaczęło się ścianką, tak bym to stwierdził. Niektórzy się schylali, niektórzy używali rąk, a niektórzy po prostu sobie podeszli pod niezły próg. Kamil żartował, ustalał czy w środę może kupić nowe rzeczy i szedł. Janek jak zwykle szukał swojej ścieżki, a tutaj był problem. Musiał iść za wszystkimi. Kamil ubrał się w znajomą mu koszulkę Szerpów. Janek za nic w świecie nie chciał modyfikować ubioru. Już samo ubranie kasków i rękawiczek rozstroiło młodszego syna. Znów było jak zawsze, czyli u każdego inaczej. Jednak Szerpowie pomagali.
Kamil super słuchał się Magdy i Grzesia, do których ciągle coś mówił. Janek…dobrze że była lina, która ograniczała jego “wybieranie” nowych przejść. Paulina i Adam mieli z nim tonę dyskusji, by chciał iść, jak powinien. Jak oni to robili, że jakoś to szło :)
Wchodziliśmy na górę, im wyżej, tym bardziej przypominała mi Sławkowski Szczyt, naszą kondycyjną katorgę. Różnica jednak była zasadnicza: tam szlak był wytyczony przez kamienie, po kamieniach i zygzakami. Tutaj patrzyłeś na kamienie, szedłeś przez kamienie i szlaku nie było widać. Jak Grześ nas prowadził, podziwiałem od samego początku. Na tym polega bezszlakowe wędrowanie, wydaje się, że będzie proste, dopóki okazuje się, że nie ma tutaj szlaku. Staje się wtedy to trudne.
https://www.zespoldowna.info/slawkowski-szczyt.html
Grześ prowadził i zabezpieczał Kamila. Magda wydawała mu instrukcje i szli szybko, wspaniale, choć Kamil lubił zatrzymać się, poczekać i odpocząć na kamieniu jak to on. W końcu wchodziliśmy bezpośrednio pod górę i trzeba było mieć dużo sił na to. Janka Paulina, wspierała go wszystkim możliwym, Adam dodatkowo trzymał za linę, za rękę, a i tak kamienie często miały inny obraz dla Janka, niż dla nich. Janek szukał cały czas swojej wersji przejścia.
Był przy tym tak zmotywowany, że patrząc na Kończystą, stale wymawiał jej nazwę i szedł…czasami popatrzył w bok na Gerlach. Myślę, że tak samo bał się jego wielkości jak i my.
Czasami wydaje się nam, że my jako rodzice dalibyśmy radę sami z synami wejść, gdzieś, na jakąś górę. Tutaj na tych kamieniach, mocno pod górę, zrozumieliśmy jak profesjonalne wsparcie dostaliśmy od Magdy i Pauliny, Grzegorza i Adama. Ta asysta, to tłumaczenie, ta cierpliwość, precyzja, komunikacja były rewelacyjne. Asia jak prawdziwa mama zawsze na baczność, zaalarmowana, wypatrująca niebezpieczeństw…po raz pierwszy nie zauważyła wysokości, nie bała się o synów, mogła wchodzić ze mną obserwując to, co było wkoło, patrząc z podziwem na Gerlach i do góry na szczyt Kończystej. Najlepszy czas na odpoczynek z synami…z Szerpami, tak to opisała.
Jak byliśmy wysoko, było już widać. Wejście na Kończystą pozwalało popatrzeć w dół. Janek zauważył lotnisko, miasta w dolinie. Kamil nie patrzył w dół. Twardo słuchał Magdy i szedł za Grzesiem, będąc coraz bardziej zmęczony, patrzący tam gdzie Magda i Grzegorz.
Janek z językiem na wierzchu też potwierdzał, że lekko nie jest. Kamienie większe i mniejsze były problemem kondycyjnym, a nie technicznym. Asia spytała mnie wtedy, jak porównałbym to do Orlej Perci, na której ona nie była. Dla mnie kondycyjnie wtedy było łatwiej, tutaj zdecydowanie więcej potrzebowaliśmy sił.
Zrobiliśmy mały trawers grani. Było łatwiej. Janek gadał ciągle o wszystkim, Kamila nawet chwilami nie widzieliśmy, tak dzielnie szedł za Grzesiem i z Magdą. Jednak szczytu wciąż nie było, a Janek dopytywał się:”Gdzie Kończysta?”…przed nami były kamienie i skały.
Jak już myśleliśmy, że to już szczyt, trzeba było znów trawersować zbocze. Doświadczenie i siła chłopców robiły swoje, to nie są ci turyści, którzy dopiero zaczynają chodzenie :) Świetnie przechodzili kolejne odcinki.
Kamienie stawały się upiorne. Podejście nie zelżało. Popatrzyliśmy w dół…byliśmy bardzo wysoko. Kamil miał jednak dużo sił, bo żartował i planował co wypierze. Janek jednak ciągle wypatrywał końca, dopytywał się. Asia wytłumaczyła mu, że musimy szukać Kowadła, stąd ten go szukał.
W końcu pojawiło się, białe. Grzegorz wytłumaczył że Kowadło uległo zniszczeniu…Janek nie zrozumiał tego, Kamil nie interesował się, najważniejsze że wiadomo, gdzie koniec!
Dzięki Szerpom zdobyliśmy Kończystą! Dzięki Magdzie, Paulinie, Grzegorzowi, Adamowi mogliśmy usiąść z zadowolonymi bardzo, chłopakami i oglądać w luksusie to, co przed nami, obok i w nas. Takich chwil radości i spokoju w górach nam potrzeba było. Dziękuję Szerpowie!
Niech ktoś mi nie powie, że chłopcy nie cieszyli się :) Znów Szerpowie wiedzieli, co ma się zdarzyć na górze. Janek jak zobaczył magnes, zapomniał że nie był głodny, tylko chciał jeść. Kamil jak usłyszał, że będą zakupy w środę, uśmiechał się wszędzie i gadał, potwierdzał co będzie i kiedy. To jest przeżycie, którego nie chce się wypuszczać z rąk…ale trzeba było wracać. Podejście trwało długo, baliśmy się, że zejście będzie trwało jeszcze dłużej, a w kamieniach można pobłądzić.
Janek tym razem hamował na całego. Podziwiałem Paulinę i Adama, jak go namawiają i wspierają. Kamień na kamieniu, a Janek hamował jakby każdy z nich miał być najtrudniejszy. Kamil za to tak nastawił się na komunikaty Magdy i Grześka. Nie było z nim żadnych problemów, choć dzięki temu, że jak czuł się niepewne, to ręka Magdy, lina z Grzesiem, go wspierały.
Gdy doszliśmy do czerwonego szlaku Magistrali, wszyscy poczuli ulgę. Było to niesamowicie wymagające siły przejście przez olbrzymie gołoborze…i gdy wszyscy myśleli jak długo będziemy schodzić, Janek włączył 6tkę na zejściu jak to on. Przecież był na żółtym i obiad czeka.
W pewnym momencie nawet Kamil już nie próbował iść za nim. Wolał wsparcie Magdy, jej komunikaty. Schodził bardzo ostrożnie i czuł się na pewno zmęczony. Janek…cóż nagroda czekała w postaci obiadu i nic go nie mogło tutaj zatrzymać! On gonił!
Zaledwie 12,5 km trasy zrobiliśmy w aż 14h. Jesteśmy już do tego trochę przyzwyczajeni, ale to potwierdziło, że był to niezwykle wymagający egzamin dla nas i mam nadzieję, że go zdaliśmy. Bez nich, Szerpów nie udało by się. W ten sposób nasz 907 szczyt został zdobyty.
Paulino, Magdo, Adamie, Grzegorzu dziękujemy, że mogliśmy z Wami spędzić tak dużo, to był po prostu luksus, o jakim nie umiemy myśleć. Zawsze będę myślał o czymś wspaniałym, łącząc to z Wami.
Na koniec czekała na Janka kolejna nagroda, magnes z Głodówki. Radość nie miała granic, a w domu od razu znalazł odpowiednie miejsce. Dziękuję i marzę w naszym imieniu, by jeszcze kiedyś móc z Wami wędrować.