Rudawiec z Mikim KGP po raz 5
maj 26, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Po dwóch tygodniach wróciliśmy na wspólny szlak. Wybraliśmy Rudawiec w Górach Bialskich….bo tam nie byliśmy. Znajduje się on w najbardziej “bezludnej” i “dzikiej” części Sudetów i tylko tam niedźwiedzi brak by powiedzieć, że są tak odległe od ludzi jak Bieszczady. Ale czy na pewno? Wybraliśmy prawdziwie górski szlak, poza szlakiem, by wejść na ten szczyt. Miało być krótko i bez zmęczenia.
Zaczęło się nieźle:”Kurde zimno Tato.” Znaczy się, dziecko było na zielonej szkole. Potem była walka o Pańcię. Nie spodziewałem się tego, ale chłopcy rywalizowali kto ma z nią iść i Janek robił wszystko by to był on. Na szczęście szlak był tak trudny, że trzeba było Pańcię wziąć na ręce i skończyły się przepychanki.
Kiedyś tym przejściem, bo to nie szlak, szliśmy. Dzisiaj był w bardzo złej kondycji, ale to też miał swój urok. Zazwyczaj wejście na Rudawiec nie wymaga takich wysiłków, tym razem było inaczej. Spociliśmy się trochę i trzeba było troszeczkę zmienić ubrania.
Kamil wykorzystał sytuację i oczywiście znikał z przodu, to się znów pojawiał i czekał. Z zaskoczenia, pogodzeni już chłopcy, zachęcili Kamila do pajacyków. Marek dyrygował a chłopcy skakali. Wciąż brak odpowiedniej synchronizacji, ale próba była. Pańcia odzyskała wolność, gdyż doszliśmy do typowych dla Gór Bialskich ścieżek. Mogła wreszcie szaleć, a chłopcy pogadać sobie. Kamil jak zwykle prezentował niesamowitą pamięć do szlaków. Tym przejściem szliśmy może 2 razy i to w zimie. Kamil idealnie zatrzymał się na skrzyżowaniu ścieżek, by perfekcyjnie dojść do siodła pod Rudymi Krzyżami. SKąd on to pamiętał.
Pańcia w jagodowisku czuła się idealnie. Biegała, sprawdzała i nie była w stanie zabłądzić, tak samo jak chłopcy. Jagody były pod pas miejscami, zatem chłopcy szli jak góra puszczała i nie mogli zabłądzić. Tak weszliśmy szybko na Rudawiec.
Odpoczywaliśmy na prawie pustym szczycie, gdy przyszła wycieczka. To nas zmotywowało do ruszenia dalej, a wzmacniała taką decyzję prognoza pogody strasząca deszczem. Tak nam odpowiadała ta zielona puszcza, że postanowiliśmy wracać zupełnie inaczej wzdłuż granicy do Przełęcz Płoszczyna. Po drodze mijaliśmy wszystkie te szczyty, jakie zbieraliśmy do Tysięczników Ziemi Kłodzkiej. Pojawił się Śnieżnik, tym razem z wieżą, bardzo charakterystyczny.
Ścieżka prowadziła dalej prze jagody i w tym dalej najlepiej czuła się Pańcia. Chłopcy zdobywali kolejne szczyty, a Kamil gdzieś tam się pojawiał, to znikał.
Kolejny raz przy tym błysnął, jak zauważył Marek. Zatrzymał się tam, gdzie była ścieżka w dół. Jej tak byśmy nie rozpoznali, ale on tak. Janek przywitał się z turystą z Czech i dzięki temu dowiedzieliśmy się, że Chlupenkovec, to w istocie Brusinki, takie małe zaskoczenie.
Chłopcom wyprawa szła znakomicie. Doszliśmy do Przełęczy Płoszczyna, czyli Kladské sedlo. Nie było odpoczynku, bo wszyscy chcieli obiadu, zatem skrótem i doszliśmy do parkingu…a tam pięknie synchronizowane PAJACYKI! Warto było trenować po drodze :)
Wycieczka nam się udała. to chyba najkrótsza droga na Rudawiec. Pogoda nam dopisywała. jak już jechaliśmy do domu, to wtedy zapowiadane deszcze przyszły, ale my szczęśliwi już wracaliśmy do domu, by być gotowym na kolejny dzień w górach.