Ślęża z Mikim KGP po raz 5
styczeń 27, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Nic tak nie cieszy jak krzyk Mikiego:”Janek!!!”, gdy spotkali się po tygodniu na parkingu. W takiej sytuacji nie mogło być innego, tylko to, co najlepsze, czyli zdobywanie Ślęży nocną porą przez wszystkie skalne percie, jakie na niej są. One po prostu na nas czekały w najlepszej możliwej pogodzie tej zimowej wiosny.
Spotkaliśmy się na Przełęczy Tąpadła, gdy większość turystów właśnie schodziła. Pańcia już poganiała wszystkich do przodu. Była gotowa nawet ciągnąć Janka, który nie mógł się nacieszyć tym, że widzi Mikiego, jego Rodziców, Pańcię i że idą z nim do przodu. Przez chwilę nawet było cicho, a potem…dobrze, że było tyle tematów do omówienia :)
Markowe skakanie w górę już weszło w nawyk. Skoro do przodu, to i do góry…tylko Kamil po swojemu znikał już gdzieś w oddali.
Szybko doszliśmy do pierwszej skalistej perci. Chłopcy do niej rozgrzewkowo, a Pańcia wyrywnie. Najmniejsi chcą być zawsze pierwsi :) Jak ona dawała radę przez te wszystkie skały, podziwialiśmy.
Dla Mikiego i Janka to Księżniczka. Dla nas godny podziwu za wytrwałość, górski pies. Sama chciała wejść wszędzie to i poszła, zostawiając Mikiego i Janka w dyskusji o wszystkim, w tym o krokodylach i niedźwiedziach. Gdy było za dużo dyskusji, pojawiał się temat Wolsztyna i parowozów w maju. No my tam pojechać musimy, nie ma wyjścia :)
Na trasie jednak wszystko się zmieniło. Podejście na Skalne było pierwszą trudnością. Dla Mikiego i Janka to była zabawa. Dla Kamila szybkie przejście i gonił, że znów nie było sensu nawet go ścigać, bo nie miało to sensu. Był za szybki dla nas. Za to Pańcia biegała we wszystkich kierunkach. Miki czekał na Janka, więc został pogoniony do przodu. Ktoś tutaj pilnował kogoś.
Podeszliśmy do Skalnej Perci. Chłopcy mieli wspaniałą zabawę we wchodzeniu i trawersowaniu. Skały jak w wielkich górach, nawet wysokość się szybko zdobywało. Słońce już zachodziło, kolory jakie zrzucało na szlak to mała bajka.Oni robili po prostu tutaj dobrą gimnastykę.
Pańcia te wielkie kamienie wspaniale omijała, podskakiwała. Robiła wrażenie! Janek tutaj był w swoim żywiole, podobnie jak Miki. Wspinaczka to jest to co oni lubią chyba najbardziej!
Czas było na Olbrzymki, zanim słońce zgaśnie. Podejście było szybkie, w ostatnim momencie. Nawet nie odpoczywaliśmy jak kiedyś. Wszyscy byli w formie, więc liczyliśmy na więcej na samej Ślęży. Pańcia znów nas zaskoczyła tym jak sobie radziła ze skałami na zejściu. Wtedy słońce zgasło i ciemności przychodziły do nas rozbawione.
Chłopcy tylko się śmiali. Znów wrócił krokodyl, ale odbiliśmy sową i nietoperzem. W końcu zostałem krokodylem, by ktoś został świetlikiem. W ten sposób dotarliśmy do wieży na Ślęży, najwyższego punktu tej góry. Popatrzyliśmy w dół i wiedzieliśmy, że to był ten moment na jaki się często czeka. Miki poszukiwał wiatraków świecących na czerwono. Ja Śnieżki. Niebo było przejrzyste, tak że można było patrzeć bardzo daleko.
Noc się jak zwykle spodobała. Lampki oślepiające wszystkich jeszcze bardziej. Nic tak nie smakowało jak herbatka podświetlona lampką. Uśmiechów było pełno. Na to wygląda, że nocą jest najlepiej!
Odpoczęliśmy chwilkę i mogliśmy schodzić. Krokodyle zostały z tyłu, bo pojawiła się sowa, pohukująca obok. Zrobiło to wrażenie większe niż to, że Kamil w nocy po prostu zniknął! Wiedzieliśmy, że gdzieś się w końcu pojawi.
Ależ Oni dokazywali. Nic tak szybko nie mija, jak wspólne przejście. Dobrze, że Marek jeszcze przypilnował skoków do góry, będących już tradycją, gdyż zeszlibyśmy na dół nie, wiedząc kiedy :)
Takie zdobywanie to my lubimy. Noc chyba zostanie z nami na kolejne szczyty! Miki i Janek gadali do końca, Już się umawiali na sobotę kolejną. Cóż idzie wiosna w zimie, więc skorzystamy i na pewno będzie kolejne takie dobre wejście.