Zaczęliśmy od Wzgórza Katarzyny
maj 27, 2025 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
To była niedzielna wycieczka rodzinna. Jak tak ma być to albo w Góry Opawskie, albo w Góry Suche. Biorąc pod uwagę, że zbliża się sezon wędrówek przez Tatry, zdecydowaliśmy się przejść przez Góry Suche, są lepsze, by wyrobić kondycję. Co więcej, wejść na szczyty, na jakich do tej pory nie byliśmy, wciąż się takie znajduje :)
Tym razem pomogli nam Czesi. Będąc ostatnim razem na Szpiczaku, widzieliśmy “łyse” szczyty, z wyraźnym trawersem, które wcześniej jednak wyglądały inaczej.
https://www.zespoldowna.info/z-widokiem-na-waligore.html
Postanowiliśmy je spenetrować, poznać i być zaskoczonym. Chcieliśmy jednak wędrować inaczej niż zawsze. Wystartowaliśmy z Sokołowska, jakbyśmy z niego chcieli wyjść. Wzgórze Katarzyny, które było naszym celem, jest pierwsze od strony Kowalowa i aż dziw bierze, że do tej pory tam nie trafiliśmy. Było chyba za bardzo pierwsze.
Słońce świeciło i było ciepło, nie tak jak dzień wcześniej na Rudawcu. Szybko zmienialiśmy sprzęt na lżejszy. Kamil to wykorzystał i zniknął jak to on, gdzieś na górze. My jeszcze zatrzymaliśmy się patrząc na ten ślad: wilka czy nie wilka?
Janek podkręcił tempo i dogonił Kamila, krzycząc by ten hamował, bo przecież będzie skrót. No właśnie, my szlakami w tych górach już nie wędrujemy, a na tę górę nie ma żadnego szlaku. Kamil jednak trzymał się leśnej ścieżki i szybko zaczęliśmy podchodzić do góry. Janek ze spokojem, Kamil z pochyleniem, co oznaczało: tak jest ostro do góry. I tak sobie to omawialiśmy…
Wzgórze Katarzyny takie samo wysokie jak nasza Ślęża, było typowa dla Gór Suchych, mocno pod górę. Nie przeszkadzało to Kamilowi nawet nie zatrzymać się na górze. Rozpędził się i zapomniał. Dobrze, że Asia zauważyła tabliczkę. Widoki z niej na Śnieżkę całą w białym śniegu był świetne.
https://polska-org.pl/683327,f
Kamil wrócił i udało zrobić się zdjęcie, ale zaskoczyły nas ruiny obok szczytu. W domu poszukiwaliśmy co to jest i okazało się, że są to ruiny pawilonu sanatoryjnego dla kuracjuszy z Sokołowska. Zrobiło to zdjęcie, jak wyglądał, duże wrażenia na nas.
Po rozgrzewce na podejściu, mieliśmy od szczytu kawałek płaskiego. Janek wyrwał się pierwszy i okazało się, że będzie spadać w dół, bo to na zejście nie wyglądało. “Ostre” ciągle się powtarzało w naszych komentarzach. Dobrze nie zeszliśmy, a jeszcze bardziej ostro zaczęliśmy podejście na Garbatkę, niebieskim szlakiem. Nigdy tędy nie szliśmy, więc “ostro” było w użyciu kilka razy. Kamil oczywiście zniknął nam nad głowami i słyszeliśmy tylko: “Tam nie”.
Jak już się wydawało, że to koniec podejścia, które zdobywałem bynajmniej ja na palcach, Janek stwierdził, że dalej jest ostro, i tak było.
Na koniec była prawie nagroda: lita skała i trzeba było ją jakoś przejść. Kamil na nas już czekał, jak to on, siedząc i odpoczywając. Patrzył w dół i tylko potwierdził: “Tam nie!” Miał rację.
Garbatka nas wykończyła, ale tam też jest to miejsce, skąd widać niesamowicie piękne Góry Suche. Usiedliśmy i ładowaliśmy nasze baterie. Przy śniadaniu Janek zdecydowanie zażyczył sobie powrotu do auta. Kamil krótko stwierdził:”Tam nie, ostro!” Chwilę to trwało zanim złapaliśmy, że Kamil użył po raz pierwszy i to świetnie słowa, którego nigdy wcześniej nie używał. To była lekcja z naszego stękania chyba, “ostro” już zostało jako nowe słowo w słowniku naszego starszego syna.
Po odpoczynku Janek sięgnął po mapy.cz i łaskawie zaakceptował, że idziemy na Pośrednią. Byliśmy tam kiedyś, ale niech będzie. Jak tylko do niej doszliśmy, to zgodził się iść na Średniaka, a jak tam doszliśmy to do żółtego, którym nigdy jeszcze nie szliśmy, bo na czeską stronę.
Wydarzeniem były huby po drodze i było tak wesoło, że nawet nikt nie marudził, że znów było ostro w dół. Kamil oczywiście nadawał tempo i nie przeszkadzało mu to, że był pierwszy raz w tym miejscu. Nasz trawers zresztą nie pozwalał na zbyt dużo.
Dogoniliśmy Kamila w odpowiednim momencie. Stał przed ścianą góry i nie wiedział, gdzie iść. My też, ale ścieżka sugerowała byśmy nie słuchali mapy.cz i nie próbowali wejść po niemalże pionowej ścianie do góry…jak to w Górach Suchych. Kilkadziesiąt metrów w bok znaleźliśmy wejście ostre, ale łagodniejsze. W ten sposób weszliśmy na Brezovy vrch. Zaskoczeni byliśmy tym, że była tabliczka. Zatem mieliśmy już 2 nowy szczyt do naszej kolekcji w tym dniu.
Zejście było łatwiejsze. Tak się rozpędziliśmy, że weszliśmy na kopiec, który był po drodze. Asia wolała go ominąć. My z niego zobaczyliśmy tę górę. Bez drzew, ostra jak w bardzo wysokich górach. Wiedzieliśmy, że to jest ta którą szukaliśmy…tylko trzeba było na nią wejść.
Asia na nas już czekał, bo okrążyła drogą kopiec, my ścieżynką musieliśmy zbiec. Postanowiliśmy, że najlepszym wejściem będzie znów ścieżynka, wijąca się wzdłuż lasu. Nie było to łatwe, więc “ostro” pojawiało się kilka razy. Jednak jak zdobyliśmy ją, to wiedzieliśmy że to było to. Wspaniałe miejsce do odpoczynku i podziwiania. To jest Svetlina.
Szpiczak wyglądał z niej niesamowicie. Był wielki, gdy patrzyliśmy na niego. Warto było to zobaczyć. Mieliśmy nagrodę i odpoczynek na naszym już trzecim nowym szczycie tego dnia, co daje nam już 906 szczytów zdobytych razem.
Nie chciało się wracać. Było leniwie i błogo. Pogoda się jednak znów zmieniała i na szczęście chłopcy chcieli już jeść. Zejście było znów wyprawą. Bezpośrednio ze szczytu nie było łatwej drogi był tak ostry. Mogliśmy wrócić, albo pójść prosto w kierunku Czech. Wybraliśmy tą drugą opcję. Kamilowi się to bardzo spodobało, bo doszliśmy do drogi powrotnej trawersującej całą górę. To ten trawers widzieliśmy ze Szpiczaka!
Janek sprawdzał za to mapy.cz i stwierdził, że idziemy do zielonego i szedł, a Kamil znów na nas czekał. Będąc już na grani przy Kopicy zeszliśmy na polską stronę do dobrze znanych nam ścieżek. Minęliśmy Garniec, pogoniliśmy w dół, tam pajacyki i byliśmy na parkingu.
To było wspaniałe niedzielne spacerowanie. Nie zmęczyliśmy się, poznaliśmy coś nowego i wiemy, że tam jest jeszcze więcej do poznania. Będziemy tam iść, a Svetlina zostanie nam w pamięci jako to specjalne miejsce dla nas.