Śnieżnik z Mikim KGP po raz 5
luty 6, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
“Kamil jedziemy w góry?” to było pytanie, ale odpowiedź nas zaskoczyła: “Mikolaj tak!”. Zatem kolejny syn nie wyobraża sobie weekendu w górach bez Mikołaja i jego Rodziny…no i Pańci. Popatrzyliśmy na pogodę i stwierdziliśmy, że Śnieżnik to ta góra, którą chcemy zdobyć na koniec zimy. Tak na koniec zimy, bo śniegu jak na lekarstwo, co stwierdziliśmy na Dzikowcu dzień wcześniej.
Ekipa była zadowolona, tym bardziej że magnes dało się kupić już na starcie. Miki szczęśliwy, że może się podroczyć w prawdę i krokodyla, szedł jak zwykle pierwszy “wszędzie”. Z wyjątkiem Kamila, który doskonale znając trasę wybiegł, gdzieś kompletnie do przodu. Nie martwiliśmy się, że zniknie nam, on ten szlak zna jak własną kieszeń…tylko oby miał raczki. Lód był wszędzie…jak krokodyle, słonie i inne orły.
Pańcia wygląda imponująco, to będzie pierwszy taki pies zdobywca KGP. Chłopcy razem szli, aż pojawił się szlak kompletnie rozwalony w czasie powodzi. Kaniony, dziury robiły przygnębiające wrażenie. Jednak najważniejsze było to, że Miki z Jankiem świetnie się dogadywali. Janek załapał się na hol od Mikiego, a potem razem pod pachę szli duktem do schroniska, ciągle coś gadając do siebie. Na koniec nagle Janek ten najbardziej zmęczony, wystartował do sprintu jakby miał wygrać wyścig na 100m. Na szczęście było to krótkotrwałe, bo już widziałem siebie przyspieszającego. Oj niekoniecznie!
Przy schronisku był mały tłumik turystów. Przybiliśmy w schronisku pieczątki oraz oczywiście kupiliśmy kolejny magnes. Pojawiła się prawdziwa mroźna zima wow! Radość z tego powodu była duża, nawet była sugestia zrobienia bałwana…ale się to nie udało. Dało tak dużo sił, że wejście tym tradycyjnym podejściem nie stanowiło żadnego problemu…patrząc na chłopców. Z innej strony, chodzenie razem powoduje, że czas jakoś szybciej leci i nie widać tego wysiłku jaki się wkłada w zdobywaniu góry.
Jak oglądałem zestawienie najczęściej zdobywanych gór w zimie przez nas, to Śnieżnik jest numerem 1. Zawsze raczy nas w tym czasie jakimś spektaklem. Jak nie wichury i noc, to śnieg i chmury ze śniegiem oczywiście. Teraz wydawało się, że wszystko będzie normalne. Już podchodziliśmy za ludźmi na szczyt. Chłopcy razem mocno do przodu. Po sobotnim przejściu Gór Kamiennych, teraz w niedzielę, czuliśmy to w nogach, ale szliśmy. Janek znów liczył na Mikiego, że pomoże i można było na Mikiego liczyć.
Miki oczywiście wsparł Janka, a w tym czasie Kamil już był na szczycie. My się wciąż wygłupialiśmy, a on siedział sobie na górze i patrzył na nas, jak to on. Wieża na tle tych chmur była wspaniała.To był ten moment znów czegoś specjalnego. Słońce wychodziło na chwilkę zza chmur podświetlało pięknie góry. Wieża w szarościach chmur wyglądała imponująco.
To był ten moment, artystyczny bym powiedział. Chłopcy pełni uśmiechu gonili do góry…a mieli być zmęczeni przecież! Wieża była już tuż tuż. Kamil na nas czekał mówiąc swoim wzrokiem: “Znów musiałem na Was czekać!”
Doszliśmy. Zdjęcie przy słupku, Janek oczywiście musiał sprawdzić “wieżkę”, ale tylko wszedł i postanowił już wyjść. Lepiej było “podbierać” Mikiemu herbatę, niż wchodzić do góry. Te kolory szarości jakie panowały na zewnątrz robiły niesamowite wrażenie. Słońce nawet dopasowało się do tego podświetlając stoki gór.
Długo nie odpoczywaliśmy, choć widoki były zaskakujące i o dziwo nie wiało, nie było zimno jak to na Śnieżniku potrafi być.
Pańcia pies górski, musiała posprawdzać co w śniegu “słychać”. Robiła wrażenie swoją obecnością. Jednak na zejściu musiała zostać “zaopiekowana”, gdyż chłopcy tak pobiegli do przodu, że trzeba było podkręcić tempo spadania. I jak to zwykle bywa, to “spadanie” odbyło się zadziwiająco szybko w stosunku do podejścia. Było błyskawiczne.
Na koniec musiały być oczywiście “Markowe” pajacyki, które chłopcy mają już zakodowane na koniec wspaniałej wyprawy. Kolejny szczyt zdobyty i o dziwo w towarzystwie poszło jak na spacerze. Królem gór jednak pozostanie Dzikowiec, bo choć najmniejszy z ostatnich zdobywanych szczytów, to wyprawa w Góry Kamienne dała największą wartość przewyższeń. Na to wygląda, że będzie to nasz kolejny kierunek wypraw. Trzeba ćwiczyć moc!
Wspaniała relacją. Pozdrowienia!