Śnieżka z Mikim KGP po raz 5
styczeń 20, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Po wielu dniach silnych wiatrów miało przyjść okienko: słońca i pogody bez wiatru. Od razu nastawiliśmy się na zdobywanie Śnieżki, naszą ulubioną ścieżką od Horni Mala Upa w Czechach, przez Jelenkę i Svorovą Horę.
Podróż jak zwykle była wyzwaniem. Gdy mijaliśmy Kamienną Górę było -6C i od razu zastanawialiśmy się, czy właściwie się przygotowaliśmy na +8C na szczycie i czy aby na pewno tak będzie.
Jednak jak tylko minęliśmy Przełęcz Okraj, wszystko wróciło do planu: +4C o 8:00 rano, brzmiało bardzo dobrze na tej wysokości. Chłopcy w humorach odpowiednich, Pańcia nasmarowana i można było iść. Tzn. Kamil znaną mu trasą pognał, a my powoli za nim.
Szokuje ile daje towarzystwo Pańci. Z jednej strony Chłopcy bez siebie mogliby nie szaleć tak, jak szaleli. Jednak bez niej nie miałby kto udźwignąć tych ich temperamentów i emocji. Pańcia dla nich jest jak Księżniczka, jeden i drugi tak mówi, z drugiej strony ciężko pracujący pies ciągnący do przodu na pewno Jaśka. Bez niej Janek o połowę jest wolniejszy, tak jakoś wyszło.
Do Jelenki szło się trochę zimowo, ale już później mniej zimowo. Śnieg był wciąż zamarznięty, ale z drzew leciały wielkie krople wody z topniejącego śniegu. Od schroniska było już wiosennie, czyli im wyżej tym cieplej.
Na Svorovej Horze zaskoczenie: śniegu jak w kwietniu, ale nie jak w styczniu. Wciąż piękne wspaniałe widoki w dal, ale mało śniegu. Kamila z nami już od dawna nie było, zatem chłopcy mogli sobie pogadać do woli o pociągach, jedzeniu i prawdzie :)
Kamil łaskawie pozwolił sobie poczekać na nas. My zaskoczeni lodem w oddali, ale tempo było dobre i nawet lepsze, gdy Janek usłyszał, że potrzebne są raczki. On nawet uciekał, by nie ubrać raczków. Na Czarnym Grzbiecie lodowisko stworzone przez wiatr już nie pozwoliło iść bez. W końcu musiał je ubrać.
Towarzystwo było rozbawione w każdym temacie. Chłopcy się ciągle wygłupiali i śmiali …nawet w raczkach. Pańcia poszczekała na lód i śnieg i też dzielnie szła. W końcu Miki wziął ją trochę na ręce. Lód był zbyt lodowaty dla niej w końcu.
Śnieżka była coraz bliżej. Nie było już tak łatwo.
Chłopcy już tak nie ganiali, już tak się nie wygłupiali. W końcu Śnieżka lubi męczyć na końcu wszystkich … z wyjątkiem Kamila oczywiście. Ten szedł swoim tempem, nie męcząc się zbytnio, ale i obserwując sytuację. Tym razem Miki, który częściej już go zaczepia, nie był w stanie dorównać mu kroku, więc Kamil nie czekał, tylko gonił na szczyt.
A tam sporo ludzi. Nie spodziewaliśmy się tego, a jednak wyciągi dostarczyły dużą ilość turystów. Jednak nie było problemów ze zdjęciem, kupnem magnesów i miejscem na odpoczynek. A to jest już coś na Śnieżce!
Śnieżka jest fotogeniczna, ale i krajobrazy z niej są wspaniałe. Odpoczywaliśmy chwilkę a potem wesoło zaczęliśmy spadać w dół. Janek oczywiście wszystkich witał, przepytywał i zaczepiał. Ciężko było go powstrzymać, tym bardziej, że turyści byli otwarci na to. Pomagali jak chciał, witali się bo on ich pozdrawiał i było fajnie. Nie było Pańci ogrzewanej u Mamy Mikiego, to chłopcy postanowili z radością mnie zagadać na amen. W końcu Prawda pokonała na chwilę Nie-Prawdę.
Janek miał już jednak dość raczków na Svorovej. To był chyba błąd, bo ściągnęliśmy je dla świętego spokoju. Potem pojawił się problem jak zejść?
Miki go rozwiązał. Było zjeżdżanie na czym się da, aż do Jelenki. Marek, Tato Mikiego pomagał mocno i było to przeżycie…a potem chłopcy to się wygłupiali, to licytowali, to ustalali i planowali następne wejścia aż do końca. Świetnie to wyglądało, jak wspólnie to wszystko robili łącznie ze skrobaniem marchewek na moich nogach.
Najważniejsze, że wyprawa się udała. To było widać po uśmiechach i na drugi dzień. Prawie wszyscy spali więcej, niż było to zazwyczaj. Takie wspaniałe są góry. Nic tylko planować następną wyprawę na kolejny szczyt do Korony Gór Polski.