Babia Góra z Mikim KGP po raz 5
maj 5, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Chyba lepiej nie dało się ułożyć tego przejścia. Na półmetku KGP z Mikim i jego Rodziną przyszło zdobywać nam Babią Górę. Propozycja Marka, by akurat 1 Maja to zrobić zaskoczyła nas i dała dużo radości. Wariant wejścia był tylko jeden, od Słowacji od schroniska Slana Voda. Stamtąd ruszaliśmy kiedyś, by zdobyć 3 Koronę, tym razem chcieliśmy wspólnie wejść także z Pańcią, maltańczykiem zdobywcą już 13 szczytów do KGP :). Jedynie tym wariantem, od Słowacji jest to możliwe, także dla psów.
Szlak nam już znany, ma jedną zaletę: Babią Górę widać olbrzymią od samego początku i robi swoją wielkością po prostu wrażenie…i człowiek całą drogę myśli, że musi wciąż iść pod górę te 1 000 metrów, jak to w górach jest zawsze.
https://www.zespoldowna.info/babia-gora-3.html
Zwarci i gotowi zaczęliśmy od … ławki olbrzymów, już znanej nam z Przehyby chociaż. Pokierowani wspaniałym szlakowskazem poszliśmy żółtym szlakiem prosto na Babią.
To była słuszna decyzja o wyprawie w ten dzień. Miki był wszędzie z radością, widać wyraźnie, że czekał na wspólną wyprawę. Janek człapał za Pańcią, jakby to był pierwszy raz. Turystów tak na szlaku to nie było, a pogoda idealna. Pańcia ciągnęła Janka do przodu, tylko Kamil nie musiał być zachęcany do przyspieszenia, gdyż jak zwykle był gdzieś daleko. My na atrakcje, a on czekał. Wiosna jest już pełnią swoich kolorów, na które jedni patrzyli z wieży lunetą, a niektórzy nosem przy ziemi, oglądając na mleczyki.
Tak pokonaliśmy pierwsze 2,5 km. Długa prosta, jakby to powiedzieli wyścigowcy. Świetne na rozgrzewkę, patrzenie na dobre klimaty i dyskusję z chłopakami. Potem od wieży z lunetą zaczyna się inna prosta, ale już górska. Warto zatem się do tego przyzwyczaić. Pańcia się przyzwyczaiła i bez jednego szczęknięcia dzielnie ciągnęła Janka do przodu, a ten posłusznie za nią. Miki opowiedział mi za to o planach na pokaz lokomotyw w Wolsztynie.
Pierwsze metry solidnie pod górkę i Pańcia nie odpuszczała. Nawet chciała iść po kamolach i na szczęście zostało jej to odebrane. Chłopcy mieli teraz czas, by sobie podyskutować. Brzmi to nieźle…hałas jaki tworzą, świadczy o tym ,że tego po prostu potrzebują i świetnie się dogadują. Jeden wspomagał drugiego, potem ten drugi pierwszego i współpraca była idealna.
Jak trzeba było, to trzymali się wspomagając i dopingując się. Jak zwykle pod górkę to Kamil był pierwszy i zawsze znajdywał sobie miejsce, by przysiąść i poczekać na tych, co za nim. Ta część dość wybitna, zostawiła ślad na wszystkich i należał nam się po prostu odpoczynek. Od tego momentu miał być trawersik i to spokojny. Cóż, że był plan, skoro już na początku Kamil znów wystartował tak, że aż Miki zaniemówił, próbując utrzymać z nim tempo. Nie dało się.
Janek za to szczęśliwy z każdego kroku z Pańcią, szedł powoli do przodu. Gdy znów zaczęły się kamienie, został ze smyczą, a Pańcia była wspierana na ile się dała, by ominąć kamienistą ścieżkę.
I pomyśleć, że przed chwilą byliśmy na dole. Jak się nabiera wysokości, to tutaj to czuć!
Szlak się zmienił w ułożony chodnik. Pańcia wróciła do Janka i razem mogli już zdobywać wierzchołek. Czy warto było to zrobić? Marek miał dobry plan, jak popatrzy się na te uśmiechy! Babia Góra została zdobyta i choć nie była kondycyjnie łatwa, to pokonaliśmy nasze ograniczenia i można było się tym delektować.
No właśnie, usiedliśmy sobie pod szczytem, na który wchodziło coraz więcej turystów z polskiej strony. Nagle przez moje nogi coś przebiegło. Potem wysunęło główkę spod Kamila plecaka, by w końcu zacząć wygrzewać się na nim.
To była jaszczurka żyworodna. Kompletnie byliśmy zaskoczeni tym pięknym gadem. Delektowaliśmy się tą chwilą, jak i widokami, które były niezwykłe na tej wysokości i bez ograniczeń innymi szczytami. W pewnym momencie schodziła pani Magda. Patrzyła na Jasia, ale i na naszych przyjaciół. Spytała się mnie, czy my się już nie spotkaliśmy, ja biorąc pod uwagę, że wzrok Pani padał na Pańcię i Mikołaja, którzy byli tutaj pierwszy raz zanegowałem. Pani jednak zdecydowanie odpowiedziała:” Przecież razem robiliśmy sobie zdjęcie na Krywaniu!”. Ja oczy w słup, a pani Magda na Janka:”Przecież mamy razem zdjęcie!” Podszedł mąż Pani Magdy i to potwierdził. Takie historie zdarzają się tylko w górach i to po 5 latach od tego zdarzenia. To chyba znak, że musimy wrócić na Krywań :)
Zejście było jednak bajkowe z tymi widokami. uciekaliśmy trochę w dół, gdyż na tyle silnie podwiewał wiatr, jak to na Babiej, że nie było to przyjemne. Dla chłopców była to okazja do wygłupiania się i dyskutowania o wszystkim, w szczególności o pociągach, lokomotywach jak 555.
Nawet razem wystartowali do wieży z lunetą, na której wcześniej Janek chyba nie był. Szli razem, działali razem, pomagali sobie, było to potwierdzeniem, że tego wspólnego wypadku po prostu potrzebowali.
Jedyna rzecz, która im nie wyszła, to synchronizacja pajacyków. Gdy jeden był w górze to drugi był na dole i odwrotnie, ale nie to było ważne. 14 szczytów z KGP za nami. Udało się zdobyć drugi co do wysokości szczyt Korony i to z radością, znaczy że warto chodzić po górach.